- Zamieniliśmy się urlopami. I to oni zginęli. Ja przeżyłem. Dlaczego? - mówił gość w legnickiej parafii.
Przez całą niedzielę na wszystkich Eucharystiach w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Legnicy wierni słuchali jednego, ale jakże niezwykłego kaznodziei. Był to misjonarz o. Jarosław Wysoczański, który przed laty pracował w Peru z przyszłymi błogosławionymi - o. Zbigniewem Strzałkowskim oraz o. Michałem Tomaszkiem.
- Byłem przełożonym tej placówki i to ja miałem wyjechać na urlop jako ostatni. Tak się złożyło, że siostra poprosiła mnie o błogosławieństwo na jej ślubie. Zamieniłem się więc z o. Zbigniewem. Na dwa tygodnie przed powrotem przyszła do Polski wiadomość, że obaj ojcowie zginęli. Początkowo były we mnie pytania: "dlaczego ja przeżyłem, dlaczego oni zginęli". Z czasem zacząłem odkrywać w moim przeżyciu misję. Chociaż pół żartem, pół serio mówiłem początkowo, że "Bóg nie chciał śmierci grzesznika" - mówi misjonarz.
To nie pierwsze takie spotkanie z wiernymi. Ojciec jeździ po placówkach zakonu franciszkańskiego i przygotowuje wiernych do beatyfikacji ojców, której dokona 5 grudnia br. papież Franciszek w peruwiańskim Chimbote.
O. Jarosław Wysoczański był przełożonym w Peru obu ojców męczenników Jędrzej Rams /Foto Gość - Wy tu, w Legnicy, macie bardzo ważną misję. Macie bowiem mocne związki z ojcami. Oni byli pamięcią o Chrystusie. Indianie w Peru po ich śmierci, gdy pytano o ojców, mówili prosto: "To byli dobrzy ludzie". Pismo Święte mówi, że dobry jest tylko Bóg. Więc oni byli dobrzy jak Bóg, byli odbiciem Boga, byli przedłużeniem pamięci o dobroci Jezusa. Wy też teraz przedłużajcie pamięć o nich, będąc sami dobrzy - mówił o. Jarosław Wysoczański.
Ojciec przy okazji wizyty w Legnicy pokazywał prezentację, która jeździ z nim po całym świecie. Oglądający mogą się dowiedzieć, w jakich warunkach przyszło żyć i zginąć polskim ojcom. Wśród legnickich wiernych wystawa wzbudzała duże emocje. O. Zbigniew właśnie z tej parafii wyjechał do Peru, zaś o. Michał w tamtejszym ówczesnym niższym seminarium duchownym uczył się do matury.
- Pamiętam o. Zbigniewa bardzo dobrze, ponieważ został moim kierownikiem duchownym. Doskonale pamiętam dobroć i cierpliwość, jego wyjazd, no, i wiadomość o męczeńskiej śmierci - mówiła pani Franciszka, która z widocznym wzruszeniem oglądała kolejne zdjęcia prezentacji.