Można by pomyśleć, że w legnickiej podstawówce wydarzył się skandal wychowawczy. Można by, gdyby nie to, że się nie wydarzył.
Najpierw było zdjęcie na legnickim portalu. Na zdjęciu - procedura wejścia do klasy. Zawarte w niej sformułowania, takie jak np. "uczniowie ustawiają się pod klasą w kolejności alfabetycznej" oraz "mają plecaki położone na ziemi tuż przy prawej nodze" zbulwersowały internautów. Atakowano nauczycieli za używanie terminologii wojskowej, przesadny dryl, przedmiotowe traktowanie i poniżanie uczniów. Fotografia procedury, wrzucona do sieci przez jedną z matek, w ciągu kilku godzin zawojowała internet. W tej sprawie wypowiedziała się nawet minister edukacji, uznając, że w szkole "przesadzono".
Po serii napastliwych komentarzy wobec dyrekcji szkoły, po awanturach na forach internetowych, po festiwalu dobrych rad i napomnień, szkoła zorganizowała w tej sprawie spotkanie rodziców i dzieci. Zdania na temat treści regulaminu były podzielone - pomiędzy matkę, która wrzuciła skan do sieci, a wszystkich pozostałych rodziców, obecnych uczniów szkoły oraz kadrę nauczycielską.
Rodzice bronili treści procedur, wskazując na obecność w szkole klas terapeutycznych. Nauczyciele dokumentowali, że regulamin był konsultowany z psychologami. Dzieci mówiły, że nie mają nic przeciwko takim procedurom. Wszystko jest więc OK. Ale o tym już cisza w internecie.
Przed rokiem internet obiegła informacja o rodzicach bez serc i zdrowego rozsądku, narażających swoje dzieci na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Chodziło o survivalowy obóz, o który dzieci błagały swoich rodziców od dawna. Notabene - obóz nadzorowany przez specjalistów, zgłoszony gdzie trzeba i odbywający się z udziałem rodziców. Jak się sprawa wyjaśniła, też była cisza w internecie.
Dziś dziecko może sobie wybrać co najwyżej płeć kulturową dla siebie, ale żeby regulamin albo obóz?! Broń Boże!