Ledwie pokazała się informacja, że w podlegnickim DPS-ie jest zatrucie, a dwóch podopiecznych ośrodka zmarło, wszyscy zaczęli łączyć oba te fakty. Niepotrzebnie.
Początek był rzeczywiście sensacyjny. Dwoje podopiecznych Domu Pomocy Społecznej nie żyje w wyniku zatrucia. A my lubimy sensacje. Dlatego przez długie godziny media karmiły się tą informacją, przekazując ją sobie bezrefleksyjnie, ale za to bardzo szybko.
"Ktoś ich otruł?! Ale kto? Mieszkaniec DPS-u! Nie! Firma dostarczająca obiady! Na pewno? No przecież wiem, w radiu mówili!".
Słupki odsłon i oglądalności poszły w górę, przynajmniej do pierwszych analiz i rozmów z lekarzami.
Wtedy okazało się, że dwie ofiary wcale nie muszą mieć cokolwiek wspólnego z zatruciem. Wkrótce, że te śmierci miały na pewno inną przyczynę. Po dwóch dniach, że sanepid wyklucza że zakażona była dostarczana żywność. Słupki poszybowały w dół. O sprawie powoli zapomniano.
Gdzieś w tym wszystkim zgubił się dramat dyrekcji ośrodka, zdruzgotanej tym, co zaszło. Rodzin, które straciły bliskich. No, bo gdyby zmarli w skutek sensacyjnego zatrucia...
To my mamy już chyba tak zatrute umysły, że złe wiadomości same układają się nam w głowach w pozornie logiczny i uporządkowany, makabryczny ciąg. Otrzeźwienie, że mogło być inaczej, mniej sensacyjnie, jakby mniej już nas obchodzi.