Coraz więcej z nas chwali się zdjęciami z letnich wojaży pod palmami. Coraz mniej - wiedzą o Dolnym Śląsku. Palma wygrywa z najstarszym cisem w Europie.
Sudety, Odra, skrzyżowanie kulturowych szlaków. Piastowskie zamki i książęce pałace. Tajemnice ukrytych skarbów i tajnych planów hitlerowskiej Wunderwaffe. Przepastne bory i wygasłe wulkany. I dziesiątki wykwalifikowanych przewodników czekających, żeby nam to wszystko pokazać.
Jak bardzo nie mają komu, najlepiej świadczy fakt, że wystartowała kolejna edycja akcji „Dolny Śląsk za pół ceny”, organizowanej przez Dolnośląską Organizację Turystyczną. Za grosze, a czasami nawet za darmo, można zwiedzać galerie, zamki, brać udział w warsztatach i wycieczkach po Dolnym Śląsku.
No i co? Szału nie ma. Kolejki pod zamkowymi wieżami się nie ustawiają. Za to jak trzeba zapłacić ciężkie pieniądze za wycieczkę do Wiednia albo tydzień w Egipcie, to znajdzie się i czas i pieniądze. Wrocław jest nie mniej ciekawy od Wiednia, a nadodrzański piasek piękniejszy od śródziemnomorskiego żwiru. Jednak nadal wolimy chwalić się zdjęciami z Afryki niż z wypadu w Karkonosze.
Za komuny odbywały się wielkie akcje propagandowe, zachęcające do odwiedzania Mazur czy Bieszczad, nigdy Dolnego Śląska. Może to spuścizna tamtej epoki? Jednak jak zapytać mieszkańca Węgorzewa albo Sanoka o Dolny Śląsk, to powie, żeby był i wie. I że zazdrości.