Na jednym z cmentarzy wojennych właśnie odrestaurowywane są groby żołnierzy sowieckich. Pięknie. A przy okazji - stalinowskie hasła. Brzydko.
W kraju, w którym chyba każdy stracił kiedyś kogoś z rodziny z rąk sowieckich albo hitlerowskich, z szacunkiem traktuje się miejsca pochówków żołnierzy Czerwonej Armii i Wehrmachtu.
Na jednym z takich cmentarzy grupa młodych konserwatorów właśnie naprawia nadszarpnięte zębem czasu napisy na cokołach wielkich obelisków. Każdy zwieńczony wielką gwiazdą.
Gwiazda - OK. Ale z treści napisów wynika, że kult Stalina kwitnie i kwitł będzie nadal, wypielęgnowany zręcznymi rękami młodych konserwatorów. Tak, jak towarzyszące im sierpy i młoty.
Treść napisów na obeliskach każe się zastanowić, czy aby nie naruszają one przepisów ustawy zakazującej promowania ideologii totalitarnych - szczególnie stalinowskiej i hitlerowskiej.
Niektóre zaś dają do myślenia. Otóż jeden z nich zapewnia poległych żołnierzy sowieckich, że nie padli na darmo, bo walczyli o wolność swojej ojczyzny.
Tyle tylko, że oni zginęli na wiosnę 1945 roku, kiedy ich ojczyzna, Związek Radziecki, już dawno była wyzwolona. Czekam tylko na moment, aż jakiś gimnazjalista albo maturzysta zapyta o to w szkole. Nauczyciel będzie miał niezłą zagwozdkę.
To wszystko dzieje się w kraju, który jak chyba żaden inny ucierpiał od zbrodni stalinowskich. W kraju, gdzie ludzie zżymają się na Putina za jego imperialne mrzonki, za jabłka i gaz.
W kraju, w którym pojawienie się grup rekonstrukcyjnych przebranych za żołnierzy Wehrmachtu skutkuje protestami do gazet i organizatorów. Więc czarna wrona i hackenkreutz - be, a sierp i młot - cacy? Jak to tak?