Przez jeden dzień z "piąteczką" pielgrzymowali osadzeni z Aresztu Śledczego z Lubania.
Drugi dzień pieszej pielgrzymki do tronu Jasnogórskiej Pani pątnicy grupy nr 5 rozpoczęli od Mszy św. w kościele pw. Trójcy Świętej w Lubaniu. Po niej zwartą kolumną udali się przed główną bramę Aresztu Śledczego. Stamtąd wyszło do nich 5 osadzonych. Z dumą, w rękach dzierżąc relikwie patrona ich więziennej kaplicy - św. Jana Pawła II, wyruszyli z "piąteczką" do Nowogrodźca.
W ten sposób grupa zyskała nowych braci - Tomka, Łukasza, Remka, Przemka i Mieczysława. Najmłodszy ma 24 lata, najstarszy - 59.
- Pierwotnie głównym zamysłem zgłoszenia się do przejścia tej pielgrzymki była chęć opuszczenia, choćby na chwilę, murów zakładu - szczerze wyznaje Tomek. - Z drugiej strony taka wędrówka jest dobrą okazją do przemyślenia tego, co każdy z nas w życiu zrobił. Nie siedzimy przecież za niewinność - mówi.
Idąca w "piątce" Krystyna z Lubania krótko kwituje fakt pojawienia się nowych pątników: - Są tacy sami, jak my. Też szukają Boga.
Osadzonych mile zaskoczyło to, co dla pielgrzymów jest normą.
Osadzeni szli, niosąc relikwie patrona ich więziennej kaplicy - św. Jana Pawła II Jędrzej Rams /Foto Gość - Wszyscy mówią do nas: "bracie, bracie". To było początkowo bardzo dziwne. Pod celą nie ma braci, są tylko ziomki. Fajnie jest coś takiego usłyszeć - mówią pątnicy-więźniowie.
Pomysł takiego pielgrzymowania narodził się w głowie kapelana lubańskiego aresztu po pozytywnym zakończeniu zeszłorocznego przejścia kilku więźniów z Lublina Drogą św. Jakuba.
- Idziemy trochę eksperymentalnie. Problemem może być nawet kwestia kondycji tych osób. Gdy spytałem ich o chęć pójścia, od raz zgłosiło się kilku chętnych. Nie wszyscy jednak mogli iść. Reszta otrzymała zgodę dyrektora i udało się wyruszyć. Chciałbym, żeby stało się pewną tradycją, że skazani idą co roku z Lubania do Nowogrodźca. Ci, co idą, pracują na zaufanie dyrekcji, aby stworzyć takie same możliwości pielgrzymowania innym w przyszłym roku - opowiada ks. Artur Węgiel, kapelan lubańskiego aresztu.
Tomek przyznaje, że przed osadzeniem nie myślał o pielgrzymowaniu. - Nie, nie poszedłbym wówczas w pielgrzymce. Nie interesowało mnie to. Kojarzyło mi się z przysłowiowymi już "moherowymi beretami". Teraz wiem, że jest to spotkanie z Bogiem i ludźmi, którzy Go kochają. To widać po nich już na pierwszy rzut oka. Można się od nich nauczyć, że w życiu nie są najważniejsze zabawa, imprezy i koledzy, lecz wiara w Boga i dążenie do czegoś - mówi Tomek.
Pątników na trasie ugościli parafianie wspólnoty pw. Matki Bożej Królowej Polski w Radogoszczy. Na stołach pojawiły się prawdziwe stosy ciast i ciepłych posiłków. W sobotę "piąteczka", już bez braci więźniów, uda się do Bolesławca.