Większość z nich zbudowano przed wojną. Zrobiły furorę na świecie. Teraz wracają do domu. Sklejkowe szybowce z Grunau (Jeżowa Sudeckiego), zwane "Grunau Baby" pokazały, co potrafią.
W 1924 r. w Jeżowie Sudeckim powstała szkoła nauki latania na szybowcach. Druga na świecie i pierwsza na Dolnym Śląsku. Od razu zaczęto tu też produkować znakomite szybowce. Coś na kształt volkswagena, samochodu dla ludu. Tak jak on były tanie w produkcji, powszechnie dostępne i niezawodne.
Ze szkoły korzystali najpierw adepci niemieckich sił zbrojnych, przyszli lotnicy Luftwaffe. To był sposób na ominięcie ograniczeń, nałożonych na Niemcy w Traktacie Wersalskim. Swoje lotnicze szlify zdobywali w Jeżowie Sudeckim późniejsze asy niemieckiego lotnictwa z Hermannem Goeringiem na czele.
Po wojnie szkołę przejęło ludowe państwo, szkoląc najlepszych na świecie szybowników. Wymienianie osób, które zapisały się na kartach polskiej historii powojennej, a które miały bliski kontakt z szybowcami na jeżowskiej górze szybowcowej, trwałoby zbyt długo.
Sklejkowe szybowce ciągle znajdują swoich adoratorów. Ciągle są też osoby, które mozolnie budują je wg przedwojennych planów Roman Tomczak /GN
Wystarczy wspomnieć, że swoje 70. urodziny świętował tu jedyny polski lotnik-kosmonauta Mirosław Hermaszewski, a kadra polskich skoczków narciarskich pod wodzą Łukasza Kruczka właśnie tu miała swoje pierwsze zgrupowanie. Od kilkunastu lat w Jeżowie Sudeckim zbierają się miłośnicy starych szybowców, żeby w gronie przyjaciół poszybować ku niebu na starych, sklejkowych samolotach.
Zlot skupia najwybitniejsze postaci szybowcowego świata. Nie po to, by rywalizować. Po to, żeby oddychać jeżowskim powietrzem, życiodajnym dla wszystkich szybowników świata. Tegoroczny zlot trwa od 4 do 8 czerwca.