O prorokach we własnym kraju, grozie odmiany przez polskie przypadki i świętach przy choince ze Steffenem Möllerem, tegorocznym laureatem Nagrody Mostu Europa-Miasta Zgorzelec/Görlitz, rozmawia Janusz Skowroński.
Janusz Skowroński: Jak dowiedział się Pan o Nagrodzie Mostu?
Steffen Möller: Mejlem, który przyszedł od prof. Willi Xylandera, przewodniczącego Towarzystwa Przyznawania Międzynarodowej Nagrody Mostu. Zapytał w nim, czy ją przyjmę. Bo żyjemy w czasach, w których ludzie odrzucają nagrody. Oczywiście, zgodziłem się! I za chwilę pisały o tym niemieckie gazety.
Dotarło do Pana, że jest Pan najlepszym ambasadorem tej nagrody?
Myślę, że Witalij Kliczko jest lepszy. Zwłaszcza teraz, gdy takie rzeczy dzieją się na Ukrainie. Ale jestem dumny, że mogę być w takim towarzystwie. W tym roku mija 20 lat, od kiedy jestem w Polsce.
Co Pana śmieszy w Polsce i Polakach?
Raczej intryguje! Wasz język! Nauczyłem się po polsku „Samochwały” czy „Kaczki dziwaczki”. Jakie są w nich wspaniałe niuanse językowe! Albo „Lokomotywa”. Znam ją nie tylko po polsku, niemiecku, ale nawet po śląsku! Te drobiazgi językowe szalenie mnie bawią. „Lokomotywę” mówię także „od tyłu”. A jeżeli już uderzamy w tony związane z PKP, to często jeżdżę pociągami. Co dwa tygodnie na trasie Warszawa–Berlin i oświadczam, że większość toalet jest czysta!
A co śmieszy Niemców, kiedy pyta się ich o Polaków? Nadal dowcipy „samochodowe” w stylu: BMW – bald mein Wagen (ciągle jeszcze mój samochód)?
Nie, nie! Te już na szczęście odchodzą do lamusa. Ale wszelkie dowcipy damsko-męskie są zawsze aktualne. U nas i u was.
U nas mówi się, że trudno być prorokiem we własnym kraju. A jak pojawia się taki „prorok” z zewnątrz jak Pan, to jest mu łatwiej?
W Polsce? Tu jest mi łatwiej niż w Niemczech, bo… nie mam konkurencji! Benedykt XVI przecież abdykował!
Najważniejsze dla Pana miasta w Polsce? Warszawa, Kraków…
Bez żartów, pierwszy jest Zgorzelec! W Görlitz w 1940 roku urodził się mój tata, mój dziadek zaś był tu przez 24 lata pastorem ewangelickim. Kiedy wpisywałem się do księgi pamiątkowej miasta Görlitz, odwiedziła mnie starsza kobieta, która pokazała mi swój obrazek z konfirmacji. Z podpisem dziadka! Koniecznie chciała mieć pod nim mój autograf. Wzruszające!
Podczas gali przyznawania Nagrody Mostu mówił Pan o trudnościach Niemca z językiem polskim, zwłaszcza kiedy przychodzi odmienić coś w aż siedmiu przypadkach. Ale wy z kolei macie te wasze rodzajniki! Chciałoby się rzec: gdyby nie to der, die, das, toby byli Niemcy z nas!
Rzeczywiście, te nasze rodzajniki są okropne! Przez to, że istnieją, niemieckie książki są o 20 procent grubsze. Ile byśmy zaoszczędzili farby drukarskiej i papieru, gdyby ich nie było!
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się