- Potrzebowałem więcej sacrum. Tutaj go odnajduję - powiedział jeden z uczestników Mszy świętej sprawowanej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.
Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego to nic innego jak Msza święta, którą pamiętają starsi. Teksty są po łacinie, kapłan stoi tyłem do ludzi, niektóre elementy liturgii mają inną kolejność. Jest to Eucharystia, w której kapłan wykonuje o wiele więcej gestów i znaków niż podczas Mszy świętej, którą znamy. Niełatwo ją zrozumieć. Mimo tego w każdą II niedzielę, o godz. 16 w katedrze śś. Piotra i Pawła w Legnicy właśnie w takiej Mszy świętej uczestniczy kilkadziesiąt osób.
Liturgii przewodniczy ks. Robert Kristman, proboszcz parafii katedralnej. Kapłan przyznaje, że nawet dla niego ta forma rytu jest wyzwaniem.
- Pierwszą barierą jest język. Nie wystarczy ładnie czytać, trzeba rozumieć poszczególne słowa. Przed Mszą świętą tłumaczę sobie poszczególne modlitwy. Drugą sprawą jest liczba gestów i znaków, których jest bardzo dużo. Gdy przygotowywałem się do święceń prezbiteratu, uczyłem się tylko liturgii posoborowej. Dlatego, gdy poproszono mnie o to, żeby odprawił liturgię przedsoborową, musiałem wszystkiego nauczyć się od początku - mówi ks. Robert Kristman.
Służba przy ołtarzu podczas tej liturgii wymaga od minstrantów dużej wiedzy
Jędrzej Rams /GN
Wśród modlących się, co najmniej połowę stanowią osoby młode.
- Po prostu kocham liturgię, kocham tę formę rytu. Nie chodzi mi o odrzucanie czy krytykowanie współczesnej liturgii. Uważam, że w każdej można odnaleźć Chrystusa. Zetknąłem się z tą formą we Wrocławiu, a kiedy pojawiła się w Legnicy, przychodzę tutaj. Ona jest piękna, tajemnicza i pełna dostojeństwa - mówi Tomasz Kozbur.