Jak skończyły się lipcowe powodzie i z tapety zeszły podtopione miasteczka, na plan pierwszy medialnych wydarzeń wyszedł Lubin. Dziennikarze zacierają ręce.
Sezon ogórkowy w mediach to już przeszłość. Przynajmniej do przyszłego roku. W pierwszych dniach września na właścicieli akcji KGHM, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o zwolnieniu dwóch członków zarządu spółki. Jeden odpowiadał za finanse KGHM, drugi - za sprawy koropracyjne.
Niby nic (uspokajają władze spółki), a jednak niepokoi. Tym bardziej, że na własną prośbę o zwolnienie poprosiła też dotychczasowa szefowa do spraw rozwoju KGHM. - Decyzja o wymianie aż trzech z czterech zastępców prezesa "Polskiej Miedzi" nie ma charakteru politycznego - zapewnia Robert Kropiwnicki, związany z Zagłębiem Miedziowym poseł Platformy Obywatelskiej.
Jakby obok, a jednak w samym centrum wydarzeń, w Lubinie, władza miejska inwestuje 8 mln zł w park dinozaurów. Jeszcze nie ostygły plany wydania tych pieniędzy, kiedy z budżetu popłynął kolejny milion na ptaszarnię. "To wszystko dla dzieci, dla ich edukacji", zapewniają władze Lubina. Niby nic, a cieszy.
Od wielu lat problemy made in Zagłębie Miedziowe denerwują mieszkańców okolicznych gmin. I nic nie obchodzą mieszkańców Lubina, Polkowic i Głogowa. Denerwują tych, co nie mają pieniędzy na ptaszarnie i parki dinozaurów, bo myślą, jak związać koniec z końcem w Chocianowie, Przemkowie i Prochowicach.
Nie obchodzą górników, bo "jakby nie było, to i tak jakoś będzie". Czyli nieźle będzie. I nawet park dinozaurów za 8 milionów, ani trzech nowych, platformianych członków zarządu KGHM, nie zakłóci sytego snu górnika po szychcie. "To wszystko dla naszych dzieci, dla ich przyszłości" - mówią. Przez sen.