Budowano je głównie w XIX wieku. Były romantycznym siedliskiem bogatych pruskich mieszczan i letniskami dla rządowej elity. Dziś można je mieć za ułamek ich dawnej wartości.
Nie ma takiego drugiego miejsca w Polsce, gdzie urzekające eklektyzmem pałace można spotkać co kilka kilometrów. Na całym Dolnym Śląsku jest do kupienia prawie 150 takich obiektów. W samej tylko Kotlinie Jeleniogórskiej jest ich kilkadziesiąt.
Nie wszystkie są zaniedbane. 27 z nich jest już ujętych w doskonale zarządzany kompleks Doliny Pałaców i Ogrodów. Ciągle jednak największym posiadaczem takich nieruchomości jest państwo, a konkretnie Agencja Rynku Rolnego. Właśnie rozpisano tam przetargi na 41 ze 150 zabytków. Agencja chce na tej transakcji zarobić ok. pół miliarda złotych. Teraz już może.
Trzy tygodnie temu na zamku Topacz pod Wrocławiem odbyło się spotkanie, w którym udział wziął m.in. Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Zdrojewski powiedział tam wyraźnie, że – jego zdaniem – za dużo zabytków dolnośląskich jest w rękach państwa. Przypomniał, że tylko w latach 2004–2011 jego resort wydał na remonty zabytków 1,5 mld zł. Połowę z tej kwoty wydano na zabytki niesakralne, a więc m.in. pałace i dwory. Podczas spotkania na Topaczu podkreślano, że każdy prywatny nabywca musi mieć świadomość, że kupiony pałac będzie podlegał ścisłemu nadzorowi konserwatorskiemu. – Sama sprzedaż nie jest najważniejsza – mówił na spotkaniu minister Zdrojewski. – Istotne jest, żeby przyszły właściciel miał swój plan i możliwości jego realizacji. Po zmianie przepisów pałace dolnośląskie zaczynają się wyludniać. Agencja Nieruchomości Rolnych ma już bowiem podstawy prawne, żeby mieszkającym w nich obywatelom zbudować mieszkania w nowych osiedlach. Jedno z nich powstało już m.in. w Szklarach Górnych pod Lubinem.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się