Czy kilkuletni zastój decyzyjny zniechęcił inwestorów? Pytanie jest raczej: ilu? Sprawa jest poważna, bo dotyczy m. in. tego, czy jest jeszcze szansa na wzrost zatrudnienia w obu specjalnych strefach na terenie diecezji legnickiej.
Właśnie wicepremier od ludowców oświadczył, że jest zgoda premiera Tuska na przedłużenie do 2025 roku ulg podatkowych dla inwestorów w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Tak zakończył się kilkuletni spór pomiędzy wicepremierami Rostowskim i Piechocińskim o to, czy lepiej będzie te ulgi zakończyć, czy dać im jeszcze drugie życie. Pierwszy dowodził, że ulgi rujnują budżet państwa, drugi, że państwo zyskuje na nowych miejscach pracy i nowoczesnej technologii.
Kompromis, jaki obaj panowie osiągnęli, może jednak nie przynieść żadnej korzyści – ani budżetowi, ani bezrobotnym. Kłopot w tym, że obaj panowie za długo się zastanawiali. A inwestor nie lubi żyć w niepewności. Potwierdził to Sławomir Majman, szef Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji zagranicznych mówiąc, że „bardzo niedobrze, że inwestorzy tyle czasu nie wiedzieli, czy polskie regiony na nich czekają”. Prezes Majman nie chciał widocznie zdradzić, ilu inwestorów pożegnało się w tym czasie z naszym krajem ostatecznie.
Kiedyś mówiło się, że jak Polak, to raptus. Że nie przemyśli, nie zastanowi się, tylko rach-ciach i pozamiatane. Tym razem zastanawiano się za długo. W interesach to taka sama wada, jak bezmyślne szarżowanie. W kamiennogórskiej i legnickiej SSE zatrudnionych jest 15 tys. osób. W całym kraju ze stref utrzymuje się prawie ćwierć miliona ludzi. To dużo, ale i mało, bo na obrzeżach stref ciągle jest sporo bezrobotnych. Część z nich mogłaby już dawno pracować w strefach. Tak dawno, jak dawno obaj wicepremierzy wadzili się o przyszłość podatkowych zwolnień.