Media zignorowały długo oczekiwane spotkanie wiernych z delegatem biskupa. Dlatego, że mogło zakończyć nabrzmiały konflikt w Karpnikach?
O problemie z byłym proboszczem z Karpnik nadal od czasu do czasu słychać w ogólnopolskich mediach. „Znawcy” Kościoła pokazują nam dwie strony barykady: po jednej zapomniani przez wszystkich parafianie, po drugiej – były proboszcz i … legnicki biskup. Bo ten ostatni rzekomo nic nie robi, by problem rozwiązać.
Błyski fleszy i terkot kamer jeszcze do niedawna towarzyszył każdemu odgrzewaniu tematu Karpnik. Jednak ostatniej niedzieli, kiedy delegat biskupa spokojnie rozmawiał z mieszkańcami parafii, żadne media nie pofatygowały się do kościoła św. Jadwigi. Kiedy doszło do konkretu, do rozmowy, kiedy rzeczowo wyjaśniano zawiłe kwestie – na miejscu nie było ani jednego dziennikarza! No, poza piszącym te słowa, który stał schowany pod chórem. Nie mówię o tym dlatego, żeby sobie pogratulować. Broń Boże. Raczej, aby wyrazić zdumienie. Jak to? Nie było dziennikarzy, nawet katolickich, tam, gdzie warto było być?! Może dlatego, że dla jednych było to wydarzenie nadal zbyt niebezpieczne, bo mówiło o problemach Kościoła, a dla drugich nudne, bo nie było policji i rzucania brzydkimi wyrazami? Nie wiem. Ale szkoda. Bo gdyby przyjechali w sile równej, jaką demonstrowali wcześniej w Karpnikach, może świat szerzej poznałby dobrą stronę „leniwego” biskupa, który rzekomo nic nie robi dla „biednych” mieszkańców.