To, czego nie zrobiły kiedyś ani Sejm, ani kolejne rządy, naprawiają teraz samorządowcy, gorąco popierani przez mieszkańców dolnośląskich gmin.
Kiedyś, za tzw. komuny, jak budowano nowe bloki, wytyczano od razu chodniki łączące najważniejsze miejsca na osiedlu. Ale zaraz po wprowadzeniu się pierwszych lokatorów, na przekór chodnikom, powstawały ścieżki wydeptane w świeżo zasianej trawie. To one tworzyły z czasem optymalną i najbardziej racjonalną sieć komunikacyjną, w przeciwieństwie do betonowych chodników, które niemal zawsze prowadziły do celu męczącymi meandrami.
Podobna sytuacja ma miejsce teraz. Ale placem budowy nie są już blokowiska, tylko całe województwo. Przed 13 laty reforma administracyjna podzieliła Polskę na 16 województw z powiatami i gminami. Ten podział miał być antidotum na wszystkie niedomagania poprzedniego systemu administracyjnego. Lepiej miało być wszystkim – i samorządowcom, i ludziom. Zręby tego podziału powstały jednak bez bezpośredniego udziału i jednych, i drugich. Zupełnie jak projekt sieci chodników w czasach socjalizmu.
No i wystarczyło kilkanaście lat, żeby gminy, powiaty i te z wielkich miast, które straciły swoją wielkość razem ze starymi województwami, zapragnęły wyznaczenia nowych dróg. Pardon – ścieżek. Bardziej logicznych i ekonomicznie efektywniejszych od chodników.
Ich wydeptywanie rozpoczął przed kilku laty Wałbrzych, powołując do życia tzw. aglomerację wałbrzyską, która dziś skupia 14 gmin z kilku powiatów. W ślady Wałbrzycha chce pójść teraz Jelenia Góra, tworząc aglomerację jeleniogórską. Chęć przystąpienia do niej ogłosiły już – oprócz samego miasta – gminy z powiatów: jeleniogórskiego, lwóweckiego, kamiennogórskiego, jaworskiego i złotoryjskiego.
Twór administracyjny, który w ten sposób powstanie, wykreśli zupełnie nowe granice na mapie Dolnego Śląska. Inne od tych, które kiedyś wytyczono w zaciszu gabinetów. Zdaniem twórców aglomeracji, takie rozwiązania pomogą sprawniej zdobywać unijne dotacje. A te są wciąż potrzebne na drogi, transport czy ochronę zabytków. Krótko mówiąc – pójście wydeptaną samemu ścieżką ma być rozsądniejsze od meandrowania chodnikiem.
I pewnie tak będzie. Szkoda tylko, że tak późno ktoś sobie przypomniał o starym pomyśle osiedlowym, żeby najpierw dać ludziom wydeptać ścieżkę, a dopiero potem obłożyć ją chodnikowymi płytami.