Dla jednych symbol nowoczesności, dla innych – zagrożenie. Tak czy owak, efektownie prezentujące się farmy wiatrakowe, budowane kosztem zmagań samorządowców z ekologami, w większości kręcą sobie a muzom.
Na terenie naszej diecezji działa kilkanaście turbin wiatrowych, rozmieszczonych na kilku farmach w okolicach Złotoryi i Zgorzelca. Wgryzły się w krajobraz jak kiedyś kominy fabryk, a później słupy telegraficzne. I czy ktoś tego chce czy nie – zostaną tam na dłużej.
Tylko, że chyba nie przybędzie już nowych. Jak wynika z najświeższych doniesień prasy ekonomicznej, część z nich miele powietrze po próżnicy. Okazuje się bowiem, że operator zajmujący się przesyłem wyprodukowanej w ten sposób energii elektrycznej nie ma gdzie magazynować nadsyłanych mocy.
„Polska to taki dziwny kraj, gdzie pies szczeka i woda szczeka...” – mawia mój znajomy Holender. Polska to rzeczywiście dziwny kraj, bo doskonale pamiętam, ile nerwów kosztował – zarówno lobby energetyczne, jak i ekologów – proces postawienia tych ultranowoczesnych turbin.
Na szczęście operator magazynujący moce wstrzymał także do odwołania wydawanie koncesji na nowe farmy wiatrakowe.
Dla urozmaicenia krajobrazu muszą wystarczyć te, co już są. Cieszmy się zatem i nie narzekajmy – Polska to jednak nowoczesny kraj, gdzie turbiny huczą aż miło!