Prokuratura ma zająć się sprawą otrzęsin w salezjańskim gimnazjum w Lubinie. Śledczy sprawdzą, czy nie doszło do przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności.
Po opublikowaniu w internecie zdjęć z otrzęsin pierwszoklasistów z Gimnazjum Salezjańskiego w Lubinie z udziałem ks. Marcina Kozyry, dyrektora tej szkoły, przez polskie media przeszedł tajfun. Zawierucha zabrała po drodze czas na przemyślenia, obiektywizm, a czasami nawet zdrowy rozsądek. To, co podają media, na pewno nie przysłużyło się Kościołowi.
Czy można było tego uniknąć? Jak powinien zachować się teraz dyrektor salezjańskiego gimnazjum i co tak naprawdę było powodem tego zamieszania?
Zdaniem Szymona Hołowni, publicysty i dziennikarza katolickiego, ks. Kozyra wykazał się sporą niefrasobliwością, a nawet - brakiem wyobraźni. - Jestem przekonany o dobrych intencjach tego księdza i wszystkich innych uczestników tej zabawy. Inna rzecz, że to nie była mądra zabawa. A nauczycielowi, a przede wszystkim księdzu nie wypada się w ten sposób bawić. Gdyby te dzieci bawiły się tak między sobą, to można by to złożyć na karb dziecięcej niefrasobliwości. Ale jeżeli bierze w tym udział osoba dorosła, nauczyciel czy ksiądz, to ona sobie wystawia świadectwo. Nie chcę użyć sformułowania „straszna głupota”, ale mądrze to się ten ksiądz z pewnością nie zachował - komentuje Szymon Hołownia.
Publicysta zaznacza, że tę sytuację należy odbierać poprzez pryzmat swoistej nadwrażliwości, jaka charakteryzuje polskie społeczeństwo, kiedy w informacjach medialnych pojawiają się obok siebie takie słowa jak „dzieci”, „ksiądz”, „zdjęcia”.
- Tu trzeba brać poprawkę na to, że nagle wszystkim w tym kraju zaczęło „się kojarzyć”. Kiedy zobaczyli te zdjęcia, to mam wrażenie, że rozdmuchano sprawę do nieprawdopodobnych rozmiarów.
Czy zatem media zmanipulowały całą tę sytuację, wybierając i akcentując wygodne dla swojej tezy elementy? Szymon Hołownia uważa, że o manipulacji nie może być mowy.
- Moim zdaniem w relacjach mediów nie było żadnej manipulacji, bo cóż tam było do manipulowania? W zupełności wystarczyło pokazać te zdjęcia, żeby uznać, że to, co zrobił ten ksiądz - choćby to nie było żadnym przestępstwem, żadnym wykorzystaniem kogokolwiek - było głupotą. Najzwyczajniejszą w świecie głupotą. Nie było tu żadnej manipulacji. Nawet, gdyby pokazano tylko jedno zdjęcie, ono by wystarczyło, żeby uznać, że był to wyłącznie pojedynczy niemądry incydent - zwraca uwagę Hołownia.
Publicysta uważa, że ciągle jeszcze jest czas na rozsądne zakończenie całej sprawy.
- Współczuję temu księdzu, bo on teraz będzie w ogniu krytyki i wszyscy będą go pokazywać palcami, a na pewno jest dobrym pedagogiem - bo to słychać, i porządnym człowiekiem - mówi Hołownia. - Natomiast powinien znaleźć w sobie po pierwsze tyle odwagi, żeby przyznać się, że głupio postąpił. Każdy popełnia błędy. I wtedy sprawy po prostu nie będzie. Przecież nikt go nie oskarża o nie wiadomo jakie czyny. Po drugie - powinien mieć na tyle wyobraźni, żeby wiedzieć, że jeżeli takie rzeczy mają miejsce, to zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi zdjęcia, zawsze znajdzie się ktoś, kto je wrzuci do internetu i że zawsze, jak bierze w czymś takim udział ksiądz, to będzie dym. Przecież ten ksiądz nie urodził się wczoraj i chyba zdaje sobie sprawę, jak dzisiaj działa internet, jak działają media społecznościowe i w ogóle środki masowego informowania. I tu nie chodzi o to, że on ma dobre intencje, bo jak mówię - ja wierzę, że on ma dobre intencje, ale w ten sposób ten ksiądz robi krzywdę wizerunkowi Kościoła. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że same media tę historię strasznie nadmuchały. Ale nie zrobiłyby tego, gdyby nie było czego nadmuchiwać. Wtedy nie byłoby w ogóle pretekstu. A ten ksiądz taki pretekst im dał. Głupio się zachował, nic więcej. I teraz tę sprawę powinien zakończyć przyznaniem, że był po prostu niefrasobliwy - powiedział Hołownia.