Sławomir Szmal o tym, co dla niego jest największym zwycięstwem w życiu.
Jędrzej Rams: Dzisiaj w Legnicy można było zobaczyć Pana w dwóch odmiennych rzeczywistościach. Pierwsza to kościół, czas rekolekcji i pana świadectwo. Druga do hala sportowa i mnóstwo hałasu i zgiełku. Która z nich jest panu bliższa?
Sławomir Szmal: Z natury lubię spokój. W swoim życiu lubię mieć wszystko poukładane. Jestem osobą, która ma stworzony kalendarz i ściśle go pilnuję. Bardzo nie lubię chaosu. Ale jak w przypadku spotkania z młodymi, jest to rzecz zrozumiała, że każdy chce dostać zdjęcie, dostać autograf, zadać pytanie.
Często się zdarza, że w kościele Pan zabiera głos?
Jeżeli chodzi o zabieranie głosu podczas Mszy świętej, to muszę się przyznać, że tutaj w Legnicy przypadł mój debiut w tej roli. Raz już wystąpiłem kiedyś w kościele, ale podczas Eucharystii jeszcze mi się nie zdarzyło. Powiem tak - to była bardzo stresująca sytuacja. O wiele mniej bym się stresował stojąc w tym momencie na boisku i broniąc nawet najważniejszego karnego w całym meczu.
Z czego wynika ten stres? Bo chyba nie z lęku i wstydu przed mówieniem, że się kocha Boga?
Akurat w kwestii miłości do Boga nie mamy się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie. Powinniśmy o tym mówić wszędzie i głośno. Wiemy jak wygląda świat. Wyjeżdżając do krajów islamskich, gdzie oficjalnie można się modlić i sławić, swojego boga to i my także, a nawet tym bardziej, powinniśmy tak chwalić Boga w naszym kraju.
Powoli kończy się Pana kariera sportowa. Otwiera się przed Panem nowy etap w życiu. Wśród propozycji pojawiły się zaproszenia na rekolekcje. Zaskoczenie czy marzenie życia?
To zupełnie nowe doświadczenie. Całe życie poświęciłem piłce ręcznej. W niej czuje się najlepiej. Kolejny krok będzie na pewno w ramach mojej dyscypliny sportu. Nie wykluczam jednak oczywiście, że będą spotkania z młodzieżą. One były bowiem zawsze, bo tak promujemy piłkę ręczną, ale cieszę się, że pojawiają się na nich tematy związane z Panem Bogiem.
Kto był dla Pana inspiracją w wieku tych legniczan, z którymi się pan dzisiaj spotkał?
Pochodzę z rodziny, w której była czwórka dzieci. Nie stało się w moim życiu nic wielkiego, co nagle, niespodziewanie skłoniłoby mnie do Pana Boga. Nie, On był w moim życiu od zawsze. To była normalna, zdrowa rodzina. Za to wychowanie dziękuję rodzicom. Próbuję ich naśladować wychowując w podobny sposób syna.
Nikogo nie zaskoczę mówiąc, że wzorem był dla mnie św. Jan Paweł II. Dla mnie, młodego wówczas człowieka, to było coś normalnego, gdy masz świadomość, że ojcem Kościoła jest twój krajan, to jesteś w niego wpatrzony. Jest dla ciebie wzorem. Pamiętam jak rodzice zabrali nas na pielgrzymkę Ojca Świętego do Częstochowy. Pamiętam do dzisiaj atmosferę i wielkie emocje, które we mnie były, gdy staliśmy w tłumie pod Jasną Górą i czekaliśmy na Ojca Świętego.
Zdobył Pan już dużo nagród i wyróżnień. Co jest jeszcze przed Panem do zdobycia? Najważniejsza nagroda życia? Czy słowa św. Pawła „bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem” też się Pana tyczą?
Tak, te słowa też mnie dotyczą. Chcę tak skończyć, jak mówi św. Paweł. To, co udało mi się osiągnąć w sporcie, nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że jesteśmy chrześcijanami i wierzymy w Boga. I dla Niego żyjemy.
Czytaj także: