Lubin. Upamiętnili bohatera

Jakub Zakrawacz

publikacja 31.05.2023 11:57

W uroczystościach z okazji drugiej rocznicy śmierci śp. Stanisława Ruska "Tęczy" wzięła udział m.in. młodzież z ZP nr 2 oraz członkowie Stowarzyszenia Patriotyczny Głogów.

Lubin. Upamiętnili bohatera Sławomir Tusiński przybliżył zebranym postać zmarłego weterana. Jakub Zakrawacz /Foto Gość

We wtorek 30 maja w Lubinie odbyły się uroczystości związane z upamiętnieniem śp. Stanisława Ruska ps "Tęcza", zaporczyka, majora AK-WIN, z okazji drugiej rocznicy jego śmierci. 

Wydarzenie rozpoczęło się wieczorną Eucharystią w kościele pw. Najświętszego Serca  Pana Jezusa. Mszy św. w intencji śp. mjr. Stanisława Ruska przewodniczył ks. Tomasz Rutkowski SDB, dyrektor Salezjańskiej Szkoły Podstawowej im. św. Dominika Savio w Lubinie. W świątyni, w swoich mundurach, pojawili się kadeci Zespołu Szkół  nr 2 im. Jana Wyżykowskiego. 
Po Eucharystii uczestnicy przeszli na komunalny cmentarz, gdzie odbyła się dalsza część wydarzenia. Wierni udali się pod grób weterana. Tam Sławomir Tusiński, członek Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego Osuchy 44 oraz propagator wiedzy historycznej, przybliżył zebranym postać zmarłego żołnierza.  

Mjr Stanisław Rusek przyszedł na świat w Bożego Narodzenie 25 grudnia 1926 r. Jego tato był oficerem z czasów wojny polsko-bolszewickiej. - Dom rodzinny, z racji kombatanctwa ojca, był miejscem spotkań weteranów  i ośrodkiem życia patriotycznego – mówił pan Sławomir. - W 1942 r. Stanisław wstąpił do zwiadu. Był to tzw. Pluton Lotny Ruchomy  „Kmicic” tamtejszego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej. W czerwcu 1943 r., w wieku 16 lat, złożył przysięgę wojskową. Z uwagi na swój wzrost i budowę, mógł pełnić obowiązki normalnego żołnierza. Służył w KEDYW-ie (Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej), samoobronie AK i w WIN-ie – opowiadał mówca, który w marcu, z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, miał okazję głosić prelekcje w ZS nr 2 oraz w Salezjańskiej SP im. św. Dominika Savio w Lubinie. 

S. Rusek w 1944 r. stał się „zaporczykiem”, tj. rozpoczął służbę w oddziale mjr. Hieronima „Zapory” Dekutowskiego na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie. - Oddział liczył około 1200 zaprzysiężonych osób, z czego 350-400 z nich, było wyekwipowanych i zdolnych do działań wojskowych. Był to dowódca bardzo śmiały, odważny, a jednocześnie koleżeńsko traktujący swoich żołnierzy  – o „Zaporze” opowiadał S. Tusiński. - Z przyjściem frontu wschodniego, na jego oddział nasiliły się metodyczne ataki wojsk NKWD, w których brały udział również Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), Urząd Bezpieczeństwa (UB), Milicja Obywatelska (MO), a nawet Wojsko Polskie. Materiały śledztwa jednoznacznie wskazują jednak, że większość strać z rosyjskim przeciwnikiem, wywołana była przez samych sowietów. „Zaporczycy” po prostu się bronili – opowiadał Tusiński, który wspominał, że przeciwnik miał tak przeważającą przewagę, że atakowanie go, poza nielicznymi przypadkami, miało jedynie sens w formie walk partyzanckich.

Lubin. Upamiętnili bohatera   Zdjęcie umieszczone na płycie nagrobnej śp. mjr. Stanisława Ruska "Tęczy". Jakub Zakrawacz /Foto Gość

W 1946 r. Stanisław Rusek miał uniknąć aresztowania w swoim własnym domu, uciekając przed NKWD. W tym samym roku aresztowano jego ojca, po którym ślad później zaginął. - Mieszkanie państwa Rusków było przy każdej okazji najeżdżane, rabowane. Rodzina była prześladowana – mówił pan Sławomir, który kontynuował opowieść o „Tęczy”.

Dalsza część artykułu na stronie drugiej

Mjr Stanisław Rusek, pod dowództwem „Zapory” służył do momentu jego aresztowania w Nysie 16 września 1947 r., kiedy to członkowie oddziału szykowali się do planowanego przerzutu do Bawarii. Po ciężkim śledztwie i torturach, większość z uchwyconych, z dowódcą na czele, usłyszała najwyższy wyrok. Reszta została skazana na kary wieloletniego więzienia. – Stanisław Rusek był wtedy pod Kudową. Czekał z innymi na kuriera, który miał przeprowadzić ich przez granicę. Kurier nie przyszedł. Po długim oczekiwaniu, powrócili w swe rodzinne strony, gdzie dowiedzieli się, co stało się z ich dowódcą – mówił S. Tusiński.  

Dla Stanisława Ruska rozpoczął się długi czas ucieczki i ukrywania się. – Trwało to do 1960 r. Od momentu wstąpienia do oddziału, do chwili ujawienia się, minęło siedemnaście lat. Ukrywał się w różnych miejscach: wśród rodziny, osób prywatnych, ludzi z organizacji. Dwa razy nie udało mu się opuścić Polski, gdyż okazało się to zbyt ryzykowne – wspominał S. Tusiński.  - Poświęcił Polsce wiele sił i serca, a tu nie widać było jakiegokolwiek rozwiązania na dalsze w niej życie. W jego okolicy mieszkał jednak Władysław Siła-Nowicki ps „ Stefan”, który w tamtym czasie miał wysoką pozycję w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Stanisław Rusek otrzymał możliwość ujawienia się, bez jakichkolwiek konsekwencji – wspominał mówca.

S. Rusek przystał na tę propozycję. Po ujawnieniu się, rozpoczął się w jego życiu czas zwykłej pracy. Najpierw w fabryce w Grudziądzu, następnie w Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie uczył się wieczorowo na technika budowy maszyn. Dzięki zdobytym kwalifikacjom, wkrótce otrzymał pracę m.in. w Zakładach Górniczych „Lubin”, a potem w ZG "Rudna", gdzie pozostał do swojej emerytury w 1986 r. – Tam, gdzie pracował, nikt nie widział o jego przeszłości konspiracyjnej. Gdyby ją rozgłaszał, miałby z resztą masę kłopotów. Wiedziano o niej jedynie w kościele, ponieważ był chórzystą. Miał piękny głos (bas) i udzielał się w świątyni pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Gdy grupa osób z chóru dowiedziała się o jego kombatanctwie, spotkał się z poważaniem i życzliwością, gdyż okazało się, że i oni mieli podobnych mu ludzi wśród swoich krewnych czy znajomych – wspominał z uśmiechem S. Tusiński. - Gdy nastał czas „Solidarności”, wydawało, że jej trzon będą stanowić właśnie tacy ludzie. Tutaj pana Stanisława spotkał jednak wielki zawód, ponieważ miał on spotykać na swej drodze –jak sam mówił-w większości ludzi bezideowych i agentów PZPR – wspominał słowa majora na temat jego udziału w "Solidarności". 

Dalsza część artykułu na stronie trzeciej

Kombatant pragnął, by prawdę o jego oddziale usłyszeli wszyscy Polacy. W tym celu odwiedzał różne rejony kraju. - Jeździł na zjazdy do Częstochowy, Puław, mobilizował ludzi, udzielał się nawet na komisjach sejmowych. Niestety, skutki były żadne. Dopiero około 2010 r., z racji działań Lecha Kaczyńskiego, coś zaczęło się zmieniać w tym kierunku – mówił s. Tusiński. – Pomimo tego, że oficerem był od maja 1944 r. (mianowany przez ministra ds. wojskowych w rządzie londyńskim), stopień ten nadano mu dopiero w 2015 r. Do tamtego momentu, wspominany stopień w ruchu kombatanckim był w ogólnie nie zauważany – dodał ze smutkiem S. Tusiński.

- Dziś, w Lubinie, z różnym skutkiem, staramy się upamiętnić mjr. Ruska i jego kolegę mjr. Zygmunta Pękałę ps "Śmiały", nazwą ulicy czy tablicą upamiętniającymi ich życie – zakończył Sławomir Tusiński.

Mjr Stanisław Rusek ps „Tęcza” był odznaczony m.in. Krzyżem Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, Krzyżem Armii Krajowej czy, w 2019 r., Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej.

Obszerne wspomnienia mjr. Stanisława Ruska ze służby w oddziale „Zapory”, zostały umieszczone w książce Ewy Kurek „Zaporczycy: 1943-1949”.


W majowym upamiętnieniu śp. mjr. Stanisława Ruska, oprócz kadetów ZS nr 2 im. Jana Wyżykowskiego, wzięli ponadto udział m.in. bratanek "Tęczy" oraz członkowie Stowarzyszenia Patriotyczny Głogów, którzy złożyli bukiet w kolorach narodowych i zapalili znicze na grobie bohatera.