Eucharystia za Turów

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 11.10.2021 16:20

- Gdzie nie mogą dojść do porozumienia ludzie, tam prośmy o Bożą interwencję - mówił ks. Aleksander Leszczyński.

Eucharystia za Turów Jędrzej Rams /Foto Gość

Negocjacje pomiędzy stronami polską i czeską ws. kopalni węgla brunatnego w Bogatyni utknęły w miejscu. Trudno przewidzieć, kiedy i jak się zakończą. Budzi to duży niepokój w całej społeczności skupionej wokół kopalni i pobliskiej elektrowni. Dlatego ks. Aleksander Leszczyński, proboszcz parafii pw. św. Marii Magdaleny w Bogatyni, a także regionalny duszpasterz ludzi pracy, zaprosił wszystkich na Eucharystię w intencji pozytywnego rozwiązania całego sporu. - Gdzie nie mogą dojść do porozumienia ludzie, prośmy o Bożą interwencję - mówił.

Kościół pw. Matki Bożej Królowej Polski znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie ogromnego kompleksu elektrowni. Jest to parafia pw. św. Marii Magdaleny, a jej dawny kościół parafialny, będący ruiną, znajduje się już na terenie przeznaczonym do zajęcia na potrzeby wydobycia węgla brunatnego.

Eucharystia za Turów   Jędrzej Rams /Foto Gość

Jedynym oficjalnym przedstawicielem górniczej i energetycznej załogi był Bogdan Tokarski z Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w Elektrowni "Turów". - Czułem potrzebę modlitwy w tej intencji. Trzeba spróbować rozwiązać tę sprawę wszystkimi możliwymi, dostępnymi drogami. Również modlitwą. Porozumienie muszą zawrzeć politycy. W tym wszystkim - takie mamy wrażenie - zapomniano o ludziach. Tutaj trzeba walczyć o miejsca pracy i życie ludzi w tym regionie. Gdyby zamknąć nagle kopalnię, a co za tym idzie - elektrownię, będziemy mieli w Bogatyni drugi Wałbrzych. Tam w ciągu kilku lat zamknięto kopalnie, podcięto główne źródło utrzymania miasta i do dzisiaj tamten region podnosi się z kolan. To nas czeka, jeżeli nie będzie porozumienia. Rozumiemy, że ten węgiel kiedyś się skończy. Ale potrzeba czasu i pieniędzy, by zdywersyfikować tutaj przemysł - uważa Bogdan Tokarski.

Przypominamy, że ciągle trwa konflikt pomiędzy rządami Republiki Czeskiej i Rzeczpospolitej Polskiej ws. kopalni węgla brunatnego Turów. Czesi skarżą Polskę przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej o zaniedbania i brak konsultacji z nimi podczas niedawnego procesu przedłużania koncesji wydobywczej dla kopalni do 2044 roku. Według naszych południowych sąsiadów wydobycie węgla powoduje po ich stronie granicy m.in. dramatyczne obniżenie poziomu wód gruntowych.

TSUE przychylił się do czeskiego wniosku i w ramach postanowienia zabezpieczającego nakazał polskiemu rządowi wstrzymanie wydobycia węgla. Wywołało to duże protesty w środowisku polsko-czeskiego pogranicza w regionie Bogatyni, ponieważ cały region żyje dzięki kopalni i elektrowni, a nieokreślone w czasie wstrzymanie wydobycia mogłoby oznaczać wstęp do wygaszenia działalności kopalni Turów. Polski rząd nie zgodził się na to i każdego dnia jest naliczana kara za niewykonanie decyzji zabezpieczającej w wysokości 500 tys. euro.

Mediacje ze stroną czeską toczą się od maja br., a w ostatnich dniach znowu zostały zerwane. Związkowcy z kopalni oraz elektrowni organizują na 22 października wyjazd protestacyjny wobec postanowienia zabezpieczającego do Luksemburga, przed siedzibę TSUE.