Legnicki Mar-Kot i jego mieszkańcy

Jakub Zakrawacz

publikacja 22.08.2021 06:43

W tym miejscu można wyjść z kryzysu bezdomności. Jednym z najważniejszych punktów życia ośrodka jest jednak osobista praca na jego rzecz.

Legnicki Mar-Kot i jego mieszkańcy Do codziennych obowiązków pana Janka należy m.in. pomoc przy przygotowywaniu posiłków czy opieka nad psami. Jakub Zakrawacz

W czwartek 19 sierpnia minęła 29. rocznica śmierci Marka Kotańskiego, psychologa, terapeuty, społecznika, twórcy m.in. MONAR- u pomagającego uzależnionym czy MONARU-Markotu, pomagającego wychodzić z kryzysu bezdomności.

Śmierć nie zakończyła jednak dzieła mężczyzny, bowiem i w naszej diecezji znajdują się ośrodki, których jest twórcą. Wśród nich jeden Mar-Kot mieszczący się w Legnicy, a założony w 2018 r. przez Przemysława Przybeckiego, przyjaciela Marka, który po śmierci kolegi pożegnał się z MONAREM i założył Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu „Mar-Kot”.

Legnicki Mar-Kot mieści się przy ul. Sadowniczej 3. Na chwilę obecną w domu może zamieszkiwać 15 mieszkańców. Budynek w trudnym stanie technicznym czeka jednak na rozbudowę, po której będzie mógł przyjąć aż 44 osoby w kryzysie bezdomności. Jak można pomóc ośrodkowi? – Nie ukrywam, że dom w Legnicy jest naszym najbiedniejszym domem. Potrzebne są przede wszystkim materiały budowlane, m.in. blachy na dach, krokwie na więźbę dachową, łaty. Budujemy z tego, co mamy – wyjaśnia P. Przybecki.

Samo mieszkanie w ośrodku wiąże się z pracą na rzecz wspólnego dobra. - W tych ośrodkach nie ma sprzątaczek, kucharek, personelu. Nikt, łącznie z prezesem, nie otrzymuje wypłaty. Co więcej, wszyscy kierownicy placówek są osobami w kryzysie bezdomności, osobie z zewnątrz trudno byłoby bowiem nad nimi zapanować – tłumaczy Przybecki. − W Mar-Kocie wszyscy, którzy mogą pracować, nie mogą leżeć – podkreśla prezes.

Dalsza część artykułu (w tym fragmenty rozmów z mieszkańcami) przeczytasz na stronie drugiej 

O swojej pracy dla domu opowiadają sami mieszkańcy. – Każdy ma swoje zajęcie. My z Gosią pomagamy w kuchni, przygotowujemy posiłki. Oprócz tego ja palę w piecu, opiekuję się trzema psiakami – mówi Jan. − Prace wokół budynku, porządki, koszenie trawy, szykowanie opału na zimę, wody do mycia, pomoc sąsiadom − jeśli ktoś poprosi − jeżdżenie po dary otrzymywane od sklepów… – wymienia Adam, który w ośrodku mieszka od półtora miesiąca. Mężczyzna tłumaczy, że praca jest czymś normalnym i potrzebnym. – Jeśli ktoś nie pracuje i nie przysługuje mu zasiłek socjalny, to powinien pomagać. Skoro nie płacisz, to zarób chociaż na to jedzenie – przekonuje pan Adam.

Jak trafić do Mar-Kotu? − Nie trzeba nawet dowodu osobistego. Trzeba natomiast być trzeźwym i poprosić o pomoc, a każdy kierownik ma obowiązek wpuścić taką osobę. Jeśli nie będzie miejsca, wtedy otrzyma jedzenie, nocleg, ubranie i zostanie wysłany do innego ośrodka – opowiada P. Przybecki. – Ktoś powie: „Bezdomni są sami sobie winni”. Owszem, w większości tak. Ale w ich kierunku również trzeba wyciągnąć rękę. Pomóc, wskazać kierunek. Jeśli tego nie otrzymają, będą umierać gdzieś na działkach czy w rowach – uczula P. Przybecki.

O tym, jak można pomóc legnickiemu Mar-Kotowi, można się dowiedzieć pod numerem telefonu Przemysława Przybeckiego (734 054 444).


Więcej w „Gościu Legnickim” nr 33 na 22 sierpnia