Dziwiszów. Pierwsze Wielkie Łowy

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 12.07.2021 21:57

Kilkudziesięciu młodych wilczków przeżyło swój pierwszy wakacyjny obóz nazwany Wielkimi Łowami.

Dziwiszów. Pierwsze Wielkie Łowy Franek przy totemie gromady - św. Franciszku z wilkiem. Jędrzej Rams /Foto Gość

Przez cztery dni na polanie niedaleko Dziwiszowa trwały Wielkie Łowy. Umundurowani myśliwi poszukiwali tam m.in. mordercę kozła (którym okazał się przebiegły i niebezpieczny tygrys), walczyli z niedogodnościami (ogromnymi ulewami, ale i piekielnym żarem z nieba), a na zakończenie część z nich złożyła swoją pierwszą w życiu poważną obietnicę, dzięki której formalnie zostali włączeni do formacji. Wszystko to w ramach Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” Federacja Skautingu Europejskiego.

Wielkie Łowy to wakacyjny obóz dla członków gromad wilczków, czyli "przedsionka" harcerstwa katolickiego. Wspólne obozowanie dla kilkuletnich chłopaków (niektórzy mają tylko 8 lat), wspólne jedzenie posiłków, gry i zabawy, mają jeden główny cel – stworzyć wilczka. Wilczek to ktoś działający w grupie, posiadający zasady i wartości. Tak jak wilczki z "Księgi dżungli" Rudyarda Kiplinga.

Grzegorz Szandała, asystent hufcowego w 1. Hufcu Jeleniogórsko-Legnickim Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" Federacja Skautingu Europejskiego, mówi krótko: biwak to okazja do poznawania siebie samych. - Kończymy dzisiaj Wielkie Łowy. Był to wspólny biwak kilku gromad należących do naszego hufca - z Legnicy, Jeleniej Góry, Bolesławca i Zgorzelca. Łączne było nas tutaj pięćdziesięciu. Celem Wielkich Łowów jest po prostu poznanie siebie samych i siebie nawzajem. Myślę, że wyszło nam to całkiem dobrze, zwłaszcza że były to pierwsze Wielkie Łowy naszego hufca, który powstał kilka lat temu - mówi szef obozu.

Życie na biwaku można podzielić na dwie rzeczywistości. Pierwsza to wszelkiego rodzaju gry, podchody, konkurencje, śpiewy, siedzenie przy ognisku, późne chodzenie spać. Druga to szkoła zaradności - prawie wszystko mały wilczek musi sobie sam zorganizować albo - co jest niekiedy trudniejsze - zorganizować w grupie. To grupowe współdziałanie bardzo się liczyło podczas Wielkiej Gry.

- Wielka Gra to zabawa dla całej gromady. Mieliśmy zadanie odgadnięcia, kto zabił kozła. Zabawa bazuje na postaciach z "Księgi dżungli". Liczyła się praca zespołowa. Trzeba było odnaleźć zwierzęta, które podpowiadały nam wskazówki. Ostatecznie odkryliśmy, że to był tygrys - opowiada Franciszek Petrukiewicz z gromady legnickiej.

Obóz zakończył się uroczystym ściągnięciem polskiej flagi z masztu. Zanim jednak do tego doszło, młodzi otrzymali wyróżnienia (tzw. gwiazdki), a kilku z nich złożyło uroczystą obietnicę wilczka. Jest to rodzaj przyrzeczenia (jeszcze nie harcerskiego), w deklaruje się chęć ostania wilczkiem, by "móc stawać się lepszym człowiekiem na podobieństwo naszego Ojca w niebie". A także obiecuje "ze wszystkich sił starać się być wiernym Bogu, rodzicom i [ojczyźnie] Polsce i prawu gromady oraz każdego dnia czynić komuś dobry uczynek". W ramach tego uroczystego dialogu Akela przypomina wilczkowi, że stał się teraz członkiem gromady, a także "bratem wszystkich wilczków w Polsce, w Europie i na świecie".

- Jestem po raz drugi na takim obozie. Pierwszy tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłem wrócić. Bardzo podoba mi się to, że można spać pod gołym niebem i w namiocie. Jest też mnóstwo przygód. Są gry, sami sobie możemy gotować, mamy podchody, zabawy. No i nie ma rodziców. Mam 11 lat i za rok będę mógł zostać harcerzem. Na pewno to zrobię, ponieważ słyszałem, że w harcerstwie obozy są jeszcze bardziej "ekstremalne" - znaczy fajniejsze - mówi Jeremiasz Szewczyk z gromady jeleniogórskiej.