publikacja 29.10.2020 00:00
Artur Mądracki, ratownik i strażak, opowiada o ratowaniu zdrowia i życia osób poszkodowanych i pokorze wobec śmierci.
– Dajemy z siebie maksymalnie dużo – mówi A. Mądracki.
archiwum artura mądrackiego
Jędrzej Rams: Jak długo jeździsz w zespole ratunkowym pogotowia?
Artur Mądracki: Od 12 lat.
Pozwól, że zapytam o emocjonalną stronę Twojej pracy. Po tylu latach wiele już widziałeś. Jakie interwencje są dla Ciebie najtrudniejsze?
Myślę, że do trudniejszych należą wyjazdy do poszkodowanych dzieci i poszkodowanych kobiet ciężarnych. Takie doświadczenia bardzo obciążają z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że zdarzają się sporadycznie, a więc można mieć wiedzę, co należy zrobić w danym momencie, ale brakuje takiej zwykłej praktyki, motoryki działania. Po drugie – są inne dawki przeliczeniowe leków czy procedury, więc to kolejna nietypowość działania. Po trzecie – mając przed oczami dziecko – myśli się o tym, że ono ma przed sobą całe życie…
Dostępne jest 19% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.