Legnicka EDK za nami

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 06.04.2019 09:36

Kilkadziesiąt osób pokonało trasę z Wojcieszowa do Legnicy w ramach Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Legnicka EDK za nami Po drodze uczestnicy zatrzymywali się, by rozważać kolejne stacje Drogi Krzyżowej. Jędrzej Rams /Foto Gość

Zanim wyruszyli, spotkali się na Eucharystii w sanktuarium Matki Bożej Wojcieszowskiej. Specjalnie dla uczestników EDK ks. Piotr Sikora, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Wojcieszowie, przesunął o godzinę rozpoczęcie liturgii. Można więc powiedzieć, że tym samym cała miejscowa wspólnota włączyła się w organizację Drogi Krzyżowej. Ksiądz Piotr w kazaniu mocno podkreślał wartość przyjęcia krzyża, którym często jest nasze życie. Zakończeniem liturgii było błogosławieństwo relikwiami Krzyża Świętego i możliwość ich ucałowania.

Trasa EDK z rejonu Legnica to prawie 50 km w ciemności, ciszy, modlitwie. Pątnicy ruszali w drogę, gdy na termometrach było aż 14 stopni Celsjusza. To diametralnie różne warunki od tych, które natura zafundowała przed rokiem, gdy nadciągnęła śnieżyca utrudniająca pokonanie trasy. Ale nie oznacza to, że było łatwo.

- Ruszyłam, ponieważ chcę podjąć to wyzwanie. Chcę zobaczyć, jak to jest. Życie nie jest łatwe, łatwo też nie miał Jezus idący na Golgotę. Idę i proszę Go, by był ze mną. Niosę swoje osobiste intencje. Bardzo się bałam ruszyć. Jest to niesamowite wyzwanie, podejmuję je dla siebie, dla moich dzieci. Chcę dojść, przeżyć coś po drodze, może coś poukładać i od dzisiaj być lepszą Asią - mówi Joanna z Jeleniej Góry.

Pierwsi uczestnicy ruszyli ok. 20.15, by ok. 6.00 rano stanąć przed drzwiami kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Legnicy. Każdy mógł oddać cześć relikwiom Krzyża Świętego znajdującym się w tej świątyni.

- Cieszę się, że jestem tutaj, chociaż nie udało mi się pokonać całej trasy. Ruszyłem w drogę z postanowieniem, by zrobić pewne porządki z sobą. Chciałem przeżyć coś, co przeżywał Chrystus, oczywiście na takim poziomie, na jakim ja, po ludzku, mogę przeżyć. Coś takiego się stało na ok. 20. kilometrze, gdy bardzo mocno odczułem ból, zmęczenie, kryzys. Przyszła pokora. Otworzyło to moje oczy na to, co mam w środku. Było ciężko. Ale warto było, naprawdę polecam - mówi Adam z Lubania.