Odkryć, a nie przegłosować

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 01.11.2018 07:18

Ks. Tomasz Kwiecień mówi, co ma wspólnego sługa Boży o. Wenanty Katarzyniec, św. Jadwiga Śląska i nasi zmarli.

Odkryć, a nie przegłosować Zdjęcie ilustracyjne. Cmentarz w Złotoryi Jędrzej Rams /Foto Gość

Jędrzej Rams: Kościół właśnie przeżywa Uroczystość Wszystkich Świętych. Kogo wspominamy?

Ks. dr Tomasz Kwiecień: W tej uroczystości wspominamy wszystkich tych, którzy już są w niebie. Tu trzeba powiedzieć, że wielu świętych jest anonimowych. Myślę tu o osobach nawet z naszych rodzin. Może często mamy o nich opinię, że to były osoby święte, wzór do naśladowania, ale jest to ciągle tylko nasza, osobista opinia. W przypadku tych, którzy trafiają na ołtarze z tytułem błogosławionego, jest to opinia co najmniej lokalna (diecezja, zgromadzenie zakonne). Gdy opinia o świętości zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, to mamy od czynienia z kandydatem do ogłoszenia go osobą świętą, czyli do kanonizacji. Co do tych różnic, to chodzi nie o jakość świętości, ale jedynie o zakres opinii czy też po prostu kultu. Gdy jest szeroka i dotyczy więcej niż tylko regionu czy kraju, wówczas zachodzą przesłanki do ogłoszenia świętości.

Na terenie diecezji legnickiej możemy obserwować pewne działania w stosunku do kilku zmarłych, co do których Kościół jest na etapie przyglądania się ich życiu na ziemi.

Zawsze ważne, albo nawet najważniejsze, jest odkrycie, czy istnieje rzeczywisty kult prywatny. Czy rzeczywiście są osoby, kręgi, wspólnoty, które modlą się za wstawiennictwem osoby, która umarła w opinii świętości, męczeństwa czy też heroiczności cnót. Jednocześnie w żadnym wypadku nie można pozwalać na to, by miało to charakter kultu publicznego, aż do czasu zakończenia procesu badania przez Kościół. Proces kanonizacyjny jest to po, by Kościół wykluczył wszelkie możliwości przeciwne, że dana osoba jest naprawdę godna kanonizacji. Za tym stoi więc długa, żmudna i skomplikowana procedura, opisana w instrukcji „Sanctorum Mater” przeznaczonej dla diecezji. Musi być powód, czyli osoba fizyczna lub prawna, której zależy na rozeznaniu świętości. Powód, najczęściej diecezja czy zgromadzenie zakonne, mianuje postulatora, który zakłada biuro postulatorskie, zbierające wszystkie możliwe materiały na temat kandydata na ołtarze. Proces beatyfikacyjny wchodzi w etap diecezjalny po osiągnięciu zezwolenia (nihil obstat) konferencji episkopatu danego kraju i oczywiście Stolicy Apostolskiej. Na tym etapie procesu opracowuje się dokumenty, zbiera akta i następnie wysyła do Watykanu. Tam przebiega druga faza w Kongregacji ds. spraw kanonizacyjnych. Jest opracowywane positio o męczeństwie czy heroiczności cnót, które przedkłada się papieżowi dla wyrobienia sobie pewności moralnej o świętości danego sługi Bożego.

W kwestii męczenników nie ma potrzeby cudu na etapie procesu beatyfikacyjnego. Tak mieliśmy w przypadku trzech sióstr zamordowanych przez czerwonoarmistów w 1945 roku w Lubaniu, Nowogrodźcu oraz Godziszowie. W przypadku wyznawców jest w tradycji Kościoła przyjęte, że powinien być jeden cud, by ogłosić kogoś błogosławionym. Biuro, propagując kult prywatny za wstawiennictwem danego sługi Bożego, czeka na odzew wiernych i świadectwa o cudach. Tak było chociażby w przypadku św. Jana Pawła II.

A Henryk Pobożny? Na jakim etapie jest wszystko to, co się wokół niego dzieje?

Jest aktualnie na etapie przygotowania do ewentualnego otwarcia procesu beatyfikacyjnego na terenie diecezji.

A w kwestii siostry Elżbietki z Lubomierza?

Tutaj mamy do czynienia z postępowaniem informacyjnym. Chodzi o zebranie przez zainteresowany podmiot np. pisemnych relacji, w jaki sposób zapamiętały ją osoby, z którymi się spotykała. Zanim ruszy oficjalny proces, to powód, czyli zainteresowany podmiot, zabezpiecza pewne pamiątki, wspomnienia, świadectwa, bo ulotność ludzkiej pamięci jest wielka. Z biegiem czasu świadkowie życia czy męczeństwa umierają i później obraz danej postaci zaciera się w pamięci młodszego pokolenia, co poważnie utrudnia, jeżeli nawet nie uniemożliwia, ewentualne prowadzenie procesu.

Co stanowi zasadniczą kwestię przy odkrywaniu i w konsekwencji ogłaszaniu w Kościele czyjejś świętości?

Najważniejsze jest zawsze pytanie, czy zmarli w opinii świętości w czasie doczesnego życia pociągali nas do Boga, czy ich postawa duchowa jest dla nas wzorem i czy jest wciąż aktualna dla współczesnego pokolenia (tzw. walor eklezjalny sprawy). Istotne jest potwierdzenie wpływu danej osoby na nasze życie duchowe. Można bowiem wykazać heroiczność i bohaterstwo, jak np. w przypadku Henryka Pobożnego, który bezsprzecznie jest bohaterem. Jednak pojawia się pytanie, jaka duchowość płynie z życia i śmierci tego ewentualnego kandydata na ołtarze? Czy jesteśmy w stanie na podstawie jego czynów, jego pism (jeżeli takowe posiadamy), jego biografii czy też świadectw ludzi jemu współczesnych i wreszcie łask wyproszonych z jego wstawiennictwem wśród potomnych, odczytać swoistą duchowość danej postaci? Czy będzie ona swoistym „magnesem” pociągających ludzi do modlitwy? Tak jak w przypadku św. Jadwigi Śląskiej, gdy możemy mówić o jasnej i klarownej duchowości jadwiżańskiej. Możemy przyglądać się, czy będzie tak samo w przypadku licznych listów pisanych przez ks. Antoniego Dujlovicia, czczonego w Bolesławcu i okolicach jako męczennika czasów II wojny światowej, czy ks. Marka Adaszka, który wychowywał pokolenia świeckich i duchowych w miłości do Jezusa Chrystusa.

Jest jednak tak, że niektórzy święci są bardziej albo mniej popularni, mimo tego, że wszyscy cieszą się taką samą chwałą nieba?

Jeszcze raz mocno podkreślę, że ważny jest walor eklezjalny, czyli walor aktualności danej osoby, jej duchowości dla Kościoła obecnie pielgrzymującego po ziemi. Ten walor mocno bada Kongregacja ds. kanonizacyjnych. Chodzi o to, by wykluczyć tzw. sztuczne, uporczywe wzbudzanie kultu, zwłaszcza przez jakieś niewielkie grono ludzi. W Kościele kwestii świętości się nie przegłosowuje, ale się odczytuje, czy ona istnieje. Można powiedzieć, że zawsze jest pewna „moda” na danych świętych w danej epoce. Kto dzisiaj pamięta o grupie tzw. Wielkich Wspomożycieli czyli 14 Wspomożycieli? Wśród nich są tacy, jak św. Roch, św. Katarzyna z Aleksandrii, Błażej czy Cyriak. Ich ołtarze znajdziemy na całym Dolnym Śląsku. W tym w Krzeszowie czy Lubawce, na terenie naszej diecezji. Oni byli ogromnie czczeni w czasach kontrreformacji. Dzisiaj praktycznie nikt ich nie zna. Z kolei obserwujemy to, co się dzisiaj dzieje w Polsce, gdzie odkrywamy niezwykłą pobożność, która wręcz wybuchła, w stosunku do św. Szabela, sługi Bożego franciszkanina o. Wenantego Katarzyńca („polskiego Szarbela”) czy sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo. Dlaczego tak nagle one się pojawiły? Dlaczego tak mocno zaistnieli? Pewnie dlatego, że zechciał tak Pan Bóg. My jako Kościół po prostu obserwujemy i odkrywamy ich świętość. Patrząc więc na wszystkich świętych, na swoich patronów czy tych, którzy danego dnia są nam dani w liturgii Kościoła, pytamy o ich duchowość i o jej wpływ na nasze osobiste życie duchowe. Odkrywanie ich duchowości ubogaci nas samych i pozwoli zrozumieć działanie Boga w naszym życiu.