Biała pamięć

Roman Tomczak Roman Tomczak

publikacja 01.11.2017 19:33

Prawie 500 jednakowych, białych krzyży. Wypielęgnowane groby w równiutkich odstępach. To nie cmentarz wojskowy, tylko parafialny kerchow w serbołużyckiej Ralbicy.

Biała pamięć Cmentarz parafialny w Ralbicy. Najbielszy cmentarz w Europie Roman Tomczak /Foto Gość

To miejsce jest wyjątkowe nie tylko dlatego, że parafialny cmentarz w górnołużyckiej Ralbicy to duchowy i kulturowy skarb na skalę europejską. Także dlatego, że - jak obrazowo mówi ks. Michał Nawka, proboszcz w Ralbicy - to miejsce spełnia dziś taką samą rolę, jak studnia w średniowiecznym mieście.

- Tutaj spotykają się rodziny, przyjaciele na towarzyskich pogaduszkach, a nawet kumy, żeby wymienić zwykłe plotki - śmieje się. A wie, o czym mówi, bo probostwo w Ralbicy objął przed 18 laty.

Równi przed Bogiem
Nie zawsze wokół parafialnego kościoła rozciągał się - tak jak dziś - las białych, jednakowych krzyży. Od średniowiecza aż do pierwszej połowy XIX w. groby na cmentarzu parafialnym w Ralbicy wyglądały różnorako. Były kwatery z kamienia, ale były i drewniane. Mniejsze ale i bardziej okazałe. Murowane, albo biedne - zrobione ze zwykłych, sosnowych desek.

Trafiały się nawet rodzinne grobowce. Górne Łużyce do dziś pełne są nekropolii o bardzo silnie zarysowanym charakterze słowiańskim, obfitujące w groby z krzyżami krytymi „daszkami”, tak powszechnymi na wschodzie Europy.

Jednak w prowincjonalnych Ralbicach zaistniał przed laty fakt niezwykły, fakt z gatunku i wagi przemian duchowych i obyczajowych, jakie zachodziły wówczas tylko w największych i najbardziej cywilizowanych centrach kulturowych Europy. Ralbiczanie postanowili coś o sobie samych, i to w sposób niezwykle solidarny.

Przełom nastąpił w 1843 r. Pewnego dnia parafianie uznali, że sytuacja, w której na jednym, katolickim cmentarzu, znajdują się obok bogatych grobów, kontrastujące z nimi kwatery najuboższych mieszkańców wsi, nie może dalej mieć miejsca. „Przecież jesteśmy wszyscy równi przed Bogiem” - argumentowali projektodawcy nowatorskiej inicjatywy. „Dlatego na naszym cmentarzu groby powinny być jednakowe. Co nie znaczy, że mało okazałe. Wręcz przeciwnie” - dowodzili. I jak postanowili, tak zrobili.

- Poszło im to tym łatwiej, że na taki projekt przystała od razu  zdecydowana większość ralbickich parafian – opowiada ks. Michał Nawka, proboszcz parafii p.w. św. Katarzyny w Ralbicach. Wtedy to właśnie na kerchowie pojawiły się pierwsze białe krzyże, z charakterystycznymi, owalnymi tabliczkami na dole.

Do dziś figurki Chrystusa ukrzyżowanego i kilka elementów dekoracji krzyża, powlekanych jest szczerozłotymi płatkami. Zarówno ta praca, jak i wykonanie wszystkich krzyży na cmentarzu, należy do jednego człowieka – rzeźbiarza Nikolausa Dyrlicha (Dürlicha) z niedalekiej Nowej Wjeski (Neudörfel).

Schedę w dobre ręce oddam...
Warsztat nie wygląda okazale, za to bardzo profesjonalnie. Klimat ciężkiej pracy miesza się w nim z atmosferą dawnych wieków. Wszystko przez przeżarte kornikami i odłupane zębem czasu dziesiątki postaci Chrystusa, wiszących niemal na każdym skrawku ścian warsztatu, i dzielących te miejsca z ramami starych obrazów, XVIII-wiecznymi figurami świętych i starożytnymi płaskorzeźbami Dróg Krzyżowych.

Wszystkie te skarby Nikolaus Dyrlich cierpliwie zbiera z całych Górnych Łużyc i z benedyktyńską wnikliwością ocala przed materialną śmiercią. Kilka stołów stolarskich, dłuta, młotki, wszechobecne wióry i trociny - zapach drewna i ciężkiej pracy najlepiej charakteryzuje ten przydomowy warsztat. Nikolaus Dyrlich od 25 lat wykonuje i odnawia krzyże, które później wędrują na cmentarz w Ralbicach.

- Ta praca zajmuje największą ilość mojego zawodowego czasu. Pozostały poświęcam na renowację przydrożnych krzyży wykonanych z piaskowca lub innego kamienia. Właściwie wszystko, co można zobaczyć po drodze tutaj, to moje dzieło - mówi.

Mimo że Nikolaus oprócz sięgającej daleko poza granice Górnych Łużyc renomy, ma także żonę i dwóch synów. Mimo to nie wie, komu w przyszłości przekaże schedę, a wraz z nią doświadczenie w wykonywaniu ralbickich krzyży.

- Starszy syn ma 25 lat i jest policjantem w Dreźnie. Młodszy, 15-letni, jeszcze się uczy. Obaj pomagają mi w pracy, ale zdaje się, że nie mają do tego przysłowiowej żyłki - dodaje.

Nie ma szans!
Cmentarz białych krzyży w Ralbicach nigdy nie jest pusty. Przez cały rok nad grobami najbliższych pochylają się sylwetki miejscowych parafian, a ich troskliwe dłonie bez przerwy coś grabią, przesadzają, pielą i zamiatają.

- Tutaj nie tylko przed dniem Wszystkich Świętych jest ruch. Groby pielęgnowane są przez cały rok. Najmniej efektów tej staranności widać jesienią i zimą, ale latem cały cmentarz wygląda jak wielki, piękny ogród - opowiada proboszcz Nawka.

Obecnie na cmentarzu jest ok. pięciuset kwater. Pomimo, że miejsca na kolejne jest wokół kościoła dość, nie tak prędko się zapełnią. Po dwudziestu latach od pochówku, na miejscu jednego grobu pojawia się nowy krzyż. Przed wielu laty mieszkańcy wsi ustalili, że tak właśnie będzie przebiegał ten proces.

Do dziś nikt nie zgłosił o to pretensji. W ten sposób najstarszymi kwaterami na cmentarzu są te pochodzące z końca lat osiemdziesiątych. Ciekawostką jest także i to, że od kiedy w XIX w. parafianie wspólnie postanowili o jednakowym wyglądzie krzyży, do dziś nikt nie zgłasza o to pretensji.

- Nawet, gdyby ktoś chciał, to nie ma na to szans! Po pierwsze to niemożliwe, żeby stanął tu inny, niż biały krzyż i to koniecznie w formie dokładnie takiej, jak wszystkie inne. A po drugie, jeśli ktoś chciałby kategorycznie obstawać przy swoim zdaniu, musiałby znaleźć miejsce na pochówek wśród innych, okolicznych cmentarzy - mówi proboszcz.

Jego bezpośrednie i stanowcze  wyjaśnienia wzbudzają szacunek dla parafian Ralbicy i pewność, że ich przodkowie dokonali właściwego wyboru. Nawet brak rodzinnych grobowców nie zakłóca tutaj spokoju sumienia ani wiernych, ani ich pasterza.

Żałobna czystość
1 listopada jest w całych katolickich Niemczech dniem odwiedzania grobów w miejscach swojego zamieszkania. Dopiero w dzień Wszystkich Wiernych Zmarłych Niemcy wyruszają do swoich rodzinnych miejscowości, gdzie spoczywają prochy ich rodziców i dziadków.

Także łużyckie cmentarze zapełniają się wtedy jeszcze bardziej niż w dzień powszedni. „Chude duše” – jak nazywają ten dzień górnołużyccy Serbowie, poświęcone są pamięci o tych, którzy odeszli.

Ks. Měrćin Salowski, były proboszcz parafii w sąsiedniej Chróścicy (Crostwitz) opowiada, że tego dnia w kościołach parafialnych odczytywane są nazwiska wszystkich osób zmarłych w parafii od czasu zeszłorocznego Święta Zmarłych.

- Następnie kapłan w towarzystwie wiernych podchodzi kolejno do każdego grobu, aby poświęcić go święcona wodą - wyjaśnia ks. Salowski.

W Ralbicy taka ceremonia rozpoczyna się u grobu najwcześniej pochowanej osoby, a kończy w miejscu najbardziej niedawnych pochówków. W Ralbicach zmarli wierni chowani są bowiem według żelaznej, chronologicznej kolejności. Tylko to i owalna tabliczka na krzyżu odróżnia ich kwietny u dołu i śnieżnobiały u góry grób od setek innych.

Biel - w odczuciu większości Polaków radosny, weselny kolor, na cmentarzu może dziwić, a nawet zniechęcać. Niesłusznie. - Od prawieków biel była dla Słowian synonimem żałoby. Jednak warto zwrócić uwagę, że był to dla nich także kolor niewinności - podkreśla kulturoznawczyni, dr Monika Bisek.

W jednym i drugim przypadku wydaje się, że jest to barwa najbardziej adekwatna dla miejsca, w którym majestat śmierci mocno splata się ludzką codziennością.

Nie dajcie się, Serbołużyczanie!
Bo paradoksalnie, cmentarz w Ralbicach z roku na rok coraz bardziej ożywa. Dzieje się tak w kontekście taniej popularności, której to miejsce pada co roku większą ofiarą.

- Rzeczywiście, okresie przemian ustrojowych w Europie środkowo-wschodniej, zaobserwowaliśmy coraz większe zainteresowanie cmentarzem w Ralbicach wśród turystów. Nie tylko z Niemiec, także Polski, Czech i innych krajów Europy. Przyjeżdżają specjalnie po to, żeby go zobaczyć, sfotografować, pocmokać nad niecodziennym widokiem i... wyjechać.

Pozbawiona duchowego aspektu turystyka może z niejednego miejsca, gdzie od stuleci króluje genius loci, zrobić miejsce powierzchownej popularności.

Wydaje się jednak, że komu jak komu, ale dwu tysiącom ralbickich parafian nie tak łatwo będzie wydrzeć z serc i dusz ten skrawek łużyckiej ziemi. W niej bowiem nie tylko znajdują się prochy ich przodków, ale także głęboko zakorzeniona tradycja i przywiązanie do wiary.

Tekst został opublikowany po raz pierwszy w 44. numerze "Gościa Legnickiego" z 1 listopada 2009 r.