Tu upadł nieludzki system

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 31.08.2017 17:08

- Lubin krwią podpisał porozumienia sierpniowe - mówił Andrzej Duda podczas uroczystości w tym mieście.

Tu upadł nieludzki system Andrzej Duda przemawia przy pomniku Ofiar Zbrodni Lubińskiej Jędrzej Rams /Foto Gość

W Lubinie odbyły się ogólnopolskie obchody 37. rocznicy powstania NSZZ "Solidarność" oraz 35. rocznicy zbrodni lubińskiej. Obecni byli prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło, Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej, Jarosław Szarek, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Obecni byli też przedstawiciele NSZZ "Solidarność" z jej przewodniczącym Piotrem Dudą na czele.

Po Eucharystii w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej zebrani ruszyli ku Błoniom. Trasa przemarszu została tak zaplanowana, by Andrzej Duda oraz inni przedstawiciele władz złożyli kwiaty przy dwóch pomnikach postawionych w miejscach śmierci poszczególnych ofiar zbrodni lubińskiej. Przy pomniku poświęconym zbrodni prezydent tłumaczył, dlaczego akurat w tym miejscu świętuje rocznicę podpisania porozumień sierpniowych.

- Można tylko w dwóch miejscach w Polsce tak naprawdę obchodzić rocznicę powstania „Solidarności” poprzez wielkie porozumienie gdańskie 1980 r. tamtego pamiętnego 31 sierpnia. Dwa są takie miejsca w Polsce, gdzie ten 31 sierpnia można równoprawnie obchodzić. To właśnie Gdańsk, Sala BHP, i tu, w Lubinie - mówił Andrzej Duda. Prezydent wskazywał, że to, iż "wielu historyków badając zbrodnię lubińską (...) podkreśla, że to był właśnie koniec władzy ludowej, że to właśnie zbrodnia lubińska była końcem PRL". - Dlaczego? Dlatego, że wy - i mówię do tych młodych, których jeszcze wtedy nie było na świecie - dlatego, że wasi rodzice wyszli wtedy na ulice Lubina i 31 sierpnia nie ugięli się pod kulami, a potem jeszcze więcej wyszło ich 1 września - mimo że wszyscy w Lubinie wiedzieli, że milicja zabija (...); jeszcze więcej ich wyszło, żeby pokazać, że wspólnota Lubina, wspólnota Polaków jest razem przeciwko władzy pseudoludowej, i że ta władza nie ma żadnej legitymacji - i to był właśnie jej koniec - mówił Andrzej Duda, prezydent RP.

W uroczystościach brali udział członkowie rodzin zabitych. Wśród nich była Stanisława Trajkowska, żona zabitego Andrzeja Trajkowskiego, która nie ukrywała wzruszenia z powodu tak wielkich uroczystości w Lubinie. - Bardzo się cieszę z obecności prezydenta. Doczekaliśmy się, że ktoś pamięta o tych, którzy zginęli. Z drugiej strony ten, który odpowiadał za ich śmierć, w końcu trafił za kratki. Fakt, mały wyrok, ale w ogóle jest. Ważne jest, że siedzi. Pan prezydent przepięknie przemawiał, poruszająco, wzruszyłam się - mówiła.

Zwrócił uwagę, że "wielu historyków badając Zbrodnię Lubińską (...) podkreśla, że to był właśnie koniec władzy ludowej, że to właśnie zbrodnia lubińska była końcem PRL". - Dlaczego? Dlatego, że wy - i mówię do tych młodych, których jeszcze wtedy nie było na świecie - dlatego, że wasi rodzice wyszli wtedy na ulice Lubina i 31 (sierpnia) nie ugięli się pod kulami, a potem jeszcze więcej wyszło ich 1 września - mimo że wszyscy w Lubinie wiedzieli, że milicja zabija (...), jeszcze więcej ich wyszło, żeby pokazać, że wspólnota Lubina, wspólnota Polaków jest razem przeciwko władzy pseudoludowej i że ta władza nie ma żadnej legitymacji i to był właśnie jej koniec - podkreślił prezydent.

Andrzej Duda udekorował wybrane osoby orderami Oficerskimi oraz Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski. Wśród odznaczonych przez prezydenta RP jest ks. prałat Wiesław Migdał, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Lubinie, wieloletni kapelan NSZZ "Solidarność" Zagłębia Miedziowego. - Ja do dzisiaj pamiętam tamte chwile sprzed 35 lat. Doskonale pamiętam. Sam chowałem dwóch zamordowanych. Byli moimi parafianami. Doskonale wówczas wiedzieliśmy, że stoimy po słusznej stronie. Po stronie prawdy i wolności. Cieszę się z obecności prezydenta, bo to wielka sprawa. Nie zapominajmy jednak, że 10 lat temu, podczas 25. rocznicy, był tutaj śp. Lech Kaczyński - mówi ks. Wiesław Migdał.

Zaskoczenia z odznaczenia nie krył ks. prałat Marian Kopko, obecnie kustosz w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie, a przez wiele lat kapelan NSZZ "Solidarność" w wielu miejscach Dolnego Śląska. - Nie mogłem powstrzymać łez. To nie jest dla mnie odznaczenie. Ja je traktuję jako odznaczenie tych wszystkich anonimowych osób, z którymi pracowałem, a które poświęcały się dla Polski. Powiedziałem prezydentowi, że codziennie się za niego modlę i zapraszam go do Krzeszowa - zaznacza.