Rozpad małżeństwa to manifestacja, że Jezusowi nie udało się tam zmartwychwstać

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 19.03.2017 12:13

W auli legnickiego seminarium debatowano o kondycji polskich rodzin.

Rozpad małżeństwa to manifestacja, że Jezusowi nie udało się tam zmartwychwstać Debata bardzo się spodobała słuchaczom Jędrzej Rams /Foto Gość

W sobotę 18 marca z inicjatywy Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Legnickiej oraz Duszpasterstwa Rodzin Diecezji Legnickiej odbyła się trzecia i ostatnia debata przygotowawcza do Kongresu Rodzin Diecezji Legnickiej. Dwie poprzednie miały miejsce w Lubinie i Bolesławcu.

Ostatnia odbyła się pod hasłem: „Rodzina sercem cywilizacji miłości”. Do rozmowy zostały zaproszone wykładowczynie z Wrocławia - dr Aleksandra Aszkiełowicz oraz dr Agnieszka Lisiecka-Bednarczyk, obie z Instytutu Nauk Społecznych Papieskiego Wydziału Teologicznego. Dopełnieniem naukowych rozmów było świadectwo życia Haliny i Zbigniewa Rudnickich z lubińskiej Salezjańskiej Wspólnoty Rodzin „Nazaret”.

Zanim doszło do debaty moderowanej przez ks. dr. Andrzeja Ziombrę, dr Aszkiełowicz przedstawiła swój referat o starciu cywilizacji życia i cywilizacji śmierci. Nazwy te w prostej linii nawiązywały nauczania św. Jana Pawła II.

- Na początku warto podkreślić, że św. Jan Paweł II był papieżem, który nadzwyczaj często i bardzo mocno wypowiadał się za wartością życia każdego człowieka. Od poczęcia do naturalnej śmierci. Był papieżem życia. Widząc to, co się dzieje, mówił, że świat jest areną walki o życie każdego człowieka. Wskazywał na działania, które powodują uprzedmiotowienie człowieka. Chodziło o działania globalizacyjne, antykoncepcyjne, sterylizację, eutanazję - mówiła A. Aszkiełowicz. - Proszę państwa, żyjemy w świecie, który bardzo mocno walczy o to, by nie było żadnych wartości. Filozofowie nazywają to kulturą ponowoczesną, postmodernistyczną. To jest świat charakteryzujący się bardzo mocnym naciskiem na indywidualizm i relatywizm wartości. Jest to zasada „moje jest moje, twoje jest twoje, nie wolno mi nikomu nic narzucić, nawet własnemu dziecku” - zaczęła pedagog.

W kulturze ponowoczesnej nie ma miejsca na jeden kanon budowy rodziny opartej na prawie naturalnym, gdzie tworzą ją mężczyzna i kobieta. Jest za to cały szereg związków nazywanych rodziną, np. związki homoseksualne czy związki nieformalne, a nawet związki ludzi ze zwierzętami. Postnowoczesna filozofia narzuca nam za punkt oceny poprawności danego związku związek emocjonalny. Jednak związek emocjonalny, według antropologii chrześcijańskiej, nie jest ostatecznym czynnikiem mogącym legitymizować dany związek na poziomie małżeństwa.

- To jest absurd, a my, którzy chcemy stać na straży definicji rodziny w tradycyjnym rozumieniu, będziemy mieli bardzo trudny orzech do zgryzienia. Będziemy bowiem walczyli z czymś, co jest trudne do uchwycenia. To będzie coś, co będzie bardzo utrudniało nam funkcjonowanie. Mówię o tym, by uświadomić państwu, jak wielka jest nasza rola. Mając takie, a nie inne wartości życia i stojąc na straży małżeństwa i rodziny, mamy za zadanie pokazywać, że to my jesteśmy szczęśliwi. Mamy tak żyć, by ludzie uwikłani w myślenie postnowoczesne patrzyli na nasze szczęśliwe i wolne życie i chcieli żyć jak my - mówiła dr Aszkiełowicz.

Z kolei dr Lisiecka- Bednarczyk opowiedziała zebranym o swoich doświadczeniach z pracy ze studentami oraz obserwacji przemian społecznych zmieniających nasze postrzeganie rodziny.

- Wielkim niebezpieczeństwem obecnego świata jest zjawisko uprzedmiotawiania człowieka, o którym mówi teoria uczestnictwa. Tłumaczy ona, że człowiek w naturalny sposób jest skłonny traktować podmiotowo drugą osobę w relacji. Inaczej jest w zdrowej rodzinie, gdzie współdziałając z innymi, nie takimi samymi jak my, przez budowę więzi możemy realizować autentyczną wartość personalistyczną. Czyli spełniać czyn i spełniać siebie. Tak jest w rodzinach. Mówi o tym Jan Paweł II w dziele „Osoba i czyn”. Obecnie żyjemy w kulturze indywidualistycznej, która narzuca myślenie, że małżeństwo należy jak najdłużej odkładać, trzeba je dokładnie przemyśleć, trzeba się posprawdzać, mieszkać na próbę. To, niestety, jest uprzedmiotawianie drugiego człowieka. Świat mówi, że jak nie wyjdzie w relacji z drugim, to można go wymienić na kogoś innego. Nie zmienić siebie i pracować nad sobą, ale zmienić. Jak przedmiot. Inaczej jest z rodziną, która ze sobą współuczestniczy w rozumieniu św. Jana Pawła II. Tam poszczególni, kochający się ludzie mają szansę na rozwój i dają ją innym. Ja chcę dla drugiego jak najlepiej. Mój czyn staje się czynem służby dla drugiego. Mój stosunek jest więc podmiotowy, a nie przedmiotowy - tłumaczyła.

Pewnym uzupełnieniem rozmów było krótkie wystąpienie biskupa legnickiego Zbigniewa Kiernikowskiego. - Nie możemy zapominać, że mimo tego, iż w tej debacie pojawia się bardzo często odwołanie do różnego rodzaju wartości, my, jako chrześcijanie, nie idziemy za żadnymi wartościami, ale kroczymy za konkretną Osobą, za Jezusem Chrystusem. To jest ogromna różnica w praktyce życia. Pytanie o moją relację do Jezusa Chrystusa jest bardzo ważne - mówił hierarcha. - Mówiąc o miłości, jako wierzący musimy ją odnieść do Jezusa Chrystusa. Inaczej się pogubimy. Przed miłością z konieczności jest wiara. Bo my, jako ludzie grzeszni, nie potrafimy kochać. Zawsze, nawet w najbardziej idealistycznej formie miłości nieodnoszącej się do osoby Jezusa, zawsze zostanie element „ja, moje”, nie ty. Bo my kochamy po swojemu. Jezus zaś ukochał wręcz „przeciwko samemu sobie”. Chrześcijańska miłość jest straceniem siebie dla drugiego. Jak Jezus. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. O co w tym chodzi? Chodzi o to, że potrafimy być w relacji z innym, odmiennym od nas. Tak, jak w Trójcy Przenajświętszej. Małżeństwo to wejście w taką relację, że dzięki sakramentowi i uzdolnieniu przez chrzest, jesteśmy zdolni, by tracić siebie samego na rzecz dobra drugiego. Przyjmując krzyż, trud, niewygodę, czasem ból relacji, możemy osiągnąć zmartwychwstanie. Z tego bowiem dopiero może rodzić się właściwa relacja miłości i życia z innym. To nas prowadzi do bycia w komunii, jedności z zaślubionym. Małżeństwo jest obrazem miłości Boga do Kościoła. Jego rozpad jest publiczną manifestacją, że Jezusowi nie udało się tam zmartwychwstać. I to jest wyzwanie dla wszystkich zajmujących się przygotowaniem do małżeństwa, by budzić taką wiarę i świadomość, czym ono jest, by rodziła się miłość na wzór Jezusa - mówił hierarcha.

Wspomniany na początku Kongres Rodzin odbędzie się w tym roku nie w jednym miejscu, jak w latach poprzednich, ale aż w trzech miastach - Bolesławcu, Lubinie i Legnicy. Pierwsza stacja kongresowa będzie miała miejsce 13 maja. Druga stacja to spotkanie w Lubinie 27 i 28 maja. Ostatnim akcentem świętowania będzie spotkanie w Legnicy 4 czerwca.