Bolesławiecka "Łączka"

Roman Tomczak

publikacja 01.03.2016 08:23

Podczas wojny miało tu siedzibę gestapo. Po wojnie Urząd Bezpieczeństwa. Takich miejsc, nieodkrytych "łączek", ciemnych aresztów, nieformalnych cmentarzy, są na Dolnym Śląsku dziesiątki.

Bolesławiecka "Łączka" Jedna z dobrze zachowanych cel w piwnicach bolesławieckiego MDK-u Roman Tomczak /Foto Gość

Kiedy pojęcie "żołnierze wyklęci" nie funkcjonowało jeszcze tak powszechnie w narracji społecznej, ale o zamordowanych w ubeckich katowniach mówiło się już otwarcie i często, dr Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego IPN szukał powojennych szczątków ofiar stalinizmu na placu za obecnym budynkiem Miejskiego Domu Kultury.

Wtedy, na jesieni 2007 r., nie udało się znaleźć kości wyklętych. Udało się za to utrwalić pamięć o ich ofierze, złożonej za Polskę, której już nie było. Dziś, w Dniu Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" przypominamy ten tekst sprzed ośmiu lat.

Gra w kości

Do Bolesławca przyjechali historycy wrocławskiego IPN, aby ekshumować szczątki ofiar faszystowskiego i komunistycznego reżimu.

W wyniku wcześniejszych pomiarów wyspecjalizowanym sprzętem, prace ekshumacyjne przeprowadzono w czterech miejscach na terenie przyległym do Młodzieżowego Domu Kultury. Podczas ostatniej wojny mieściła się tam siedziba Gestapo. Po wojnie, aż do roku 1951, więziła i przesłuchiwała tu ludzi lokalna komórka Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

Od wielu lat wokół MDK-u znajdowano przypadkowo kości ludzkie, lub całe szkielety. Ostatnio we wrześniu tego roku. Przed trzema tygodniami pracownicy naukowi wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej pod kierownictwem dra Krzysztofa Szwagrzyka, przeprowadzili tu prace badawcze przy pomocy georadaru. Pisaliśmy o tym w 45 numerze „GL”.

Urządzenie wskazało cztery miejsca o naruszonej strukturze geologicznej na głębokości ok. 1-1,5 metra. We wtorek, 13 listopada, przystąpiono do ich eksploracji, licząc na odnalezienie szczątków nazistowskiego, lub komunistycznego terroru.

Niczego nie obiecuję

Przed pięciu laty bolesławiecka telewizja regionalna wyemitowała po raz pierwszy program poświęcony tajemniczym rysunkom i napisom w piwnicach Młodzieżowego Domu Kultury. Ich odkrywcą był Aleksander Kościukiewicz, woźny i dozorca w MDK-u. Zupełnie przypadkowo i nieoczekiwanie skojarzył wydrapane napisy z faktami ze swojego dzieciństwa.

- Jako mały chłopak chodziłem do pobliskiej szkoły podstawowej. Od rodziców wiedziałem, że w latach pięćdziesiątych było tu ubeckie więzienie. Zacząłem przyglądać się napisom i
rysunkom i w miarę możliwości zabezpieczać je przed zniszczeniem - wspomina. O sprawie szybko dowiedział się Zdzisław Abramowicz, znany w Bolesławcu historyk-pasjonat i wieloletni radny tego miasta. On postarał się, aby o sprawie stało się głośno.

Bolesławiecka "Łączka"   Prace ekshumacyjne rozpoczęto poza murem byłego więzienia. Wszyscy czekali w napięciu na ich wyniki Roman Tomczak /Foto Gość

- Zacząłem szukać osób, które pamiętają mroczną przeszłość tego miejsca, a także zainteresować tematem historyków. W ten sposób udało mi się znaleźć dwie osoby przetrzymywane tu po wojnie, oraz nawiązać kontakt z doktorem Szwagrzykiem, pracownikiem IPN z Wrocławia - wyjaśnia Zdzisław Abramowicz.

Media także zrobiły swoje. Temat - choć z ponad pięćdziesięcioletnim rodowodem - budził ich spore zainteresowanie.

Wszystko to razem sprawiło, że udało się zorganizować przyjazd do Bolesławca grupy specjalistów i naukowców z Politechniki Wrocławskiej i tamtejszego oddziału IPN.

Naukowcy zbadali teren przyległy do dawnej katowni specjalnym urządzeniem, reagującym na anomalie w warstwach geologicznych na małej głębokości.

Georadar wskazał bardzo wyraźnie cztery miejsca, w których były podstawy do przypuszczeń, że mogły tam być pochowane ciała zamordowanych w budynku MDK-u więźniów. To, czy były nimi ofiary gestapowców czy UB, miały określić ekshumacje.

We wtorek, tuż za murem okalającym Młodzieżowy Dom Kultury, pracownicy firmy pogrzebowej wbili pierwsze łopaty. Mimo, zastrzeżeń dr. Szwagrzyka, że natrafienie na szczątki nie jest stuprocentowo pewne, robotników otaczał ciasny wianuszek fotoreporterów i dziennikarzy.

- Pracujcie wolniej, ale dokładniej. Nie wiem, czy tam będą szczątki, granat, czy zwykłe śmieci. Jeśli granat, krzyczeć - apelował do robotników dr Szwagrzyk. Na miejscu obecny był także przedstawiciel wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej, bolesławieckiego Muzeum Ceramiki oraz delegaci lokalnych władz samorządowych.

Nici w sypkiej ziemi

Kopanie rozpoczęto w trzech miejscach. – Jeżeli mielibyśmy coś znaleźć, to szczątki powinny znajdować się na głębokości najwyżej metra dwadzieścia - mówił do zebranych dr Szwagrzyk, skrupulatnie śledząc prawie każde wbicie łopaty we wszystkich dołach po kolei. Warstwa ziemi okazała się nader sucha i sypka, nawet na głębokości metra.

Mimo przenikliwego zimna i dokuczliwego wiatru nikt nawet na krok nie odstępował pracujących. Bez przerwy błyskały flesze, operatorzy zmieniali zużyte baterie w kamerach,
dziennikarze chuchali w dłonie. Napięcie rosło.

- To struktura ziemi - komentował na bieżąco dr Jerzy Kawecki, starszy wykładowca Katedry zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. - Ale to bardzo dobrze, bo jeżeli znajdziemy tu szczątki ludzkie, to powinny być doskonale zachowane. Jeśli będziemy mieli szczęście, znajdziemy przy nich dobrze zachowaną odzież, guziki, a może nawet dokumenty.
Pod warunkiem, że były w skórzanym portfelu - zacierał ręce dr Kawecki.

Niestety. Szczęścia nie było. Już po około półtorej godziny kopania, doły były głębokie na półtora metra. Dr Szwagrzyk z coraz większym niepokojem pochylał się nad wykopami. Po
kolejnej półgodzinie i natrafieniu na twardą, gliniastą warstwę ziemi, nakazał odwołanie poszukiwań w tym miejscu.

- To pierwszy przypadek w mojej karierze naukowej, że wskazania georadaru tak dalece odbiegają od rzeczywistości - komentował bezradnie dr Szwagrzyk. Ostatnią szansą na odnalezienie szczątków więźniów byłej katowni był czwarty wykop.

Gdzieś są!

Georadar lokalizował go dokładnie w rogu ogrodzenia i, w przeciwieństwie do trzech poprzednich, po wewnętrznej stronie muru. Jak to możliwe, że oprawcom gestapowskim czy komunistycznym, mogło udawać się grzebać zwłoki w tajemnicy, bez świadków?

- Często czyniono to w nocy. Po drugie wszystkie sąsiednie budynki były „resortowe”, czyli w użytkowaniu resortu UBP. W sumie, żadnych świadków. Nawet, jeśli tacy byli - wyjaśniał dr Robert Klementowski, kierownik Referatu Badań Naukowych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu.

Bolesławiecka "Łączka"   „Niech pan spróbuje jeszcze w tym miejscy, nieco głębiej”, instruował pracownika firmy pogrzebowej dr Szwagrzyk. Mimo to, efektów się nie doczekał Roman Tomczak /Foto Gość

Kopanie rozpoczęto na nowo. Nowa nadzieja zakwitła także w sercach obserwatorów. Odnalezienie szczątków ludzkich byłoby dla naukowców ukoronowaniem ich badań nad najnowszą historią tego miejsca. Dawałoby także możliwość godnego pochowania choćby kilku ofiar tego miejsca. Ofiar, które na pewno tu były. Po niespełna godzinnym kopaniu w dwóch miejscach jednocześnie, okrzyk „jest!” zelektryzował wszystkich obecnych na placu.

- To bez wątpienia szczątki ludzkie - mówił w skupieniu dr Kawecki, obracając w palcach kości. - Ten to kawałek miednicy, a te dwa to części kości udowej - zawyrokował
bezbłędnie. Czekano na dalsze znaleziska. Czekano, czekano. I nic.

- Niestety proszę państwa - uciął krótko dr Szwagrzyk - nic już dzisiaj nie znajdziemy. Świadomy, że z naukowego punktu widzenia zrobił wszystko, aby rzetelnie zbadać to miejsce, odczuwał widoczny niedosyt i pewne zdziwienie.

- Po raz pierwszy nie znaleźliśmy nic po badaniach georadarem. Ale te szczątki tu są! Prędzej czy później znajdą je pracownicy budowlani okolicznych budów. Szkoda, bo nie wiadomo, co z nimi wtedy zrobią - mówił do zebranych dr Szwagrzyk.

Trzy odnalezione fragmenty kości zostały zabezpieczone przez Prokuraturę Okręgową w Bolesławcu. Trafią, tak jak znalezione we wrześniu szczątki kobiety i mężczyzny, do miejskiej kostnicy a później do badań naukowych.

Wojnę - wygramy!

Mimo niepowodzenia w poszukiwaniach, tylko media były rzeczywiście rozczarowane. Dla pozostałych osób biorących udział w ekshumacji to była tylko bitwa, przegrana w wojnie z zazdrośnie strzegącą swoich tajemnic Historią.

Andrzej Olejniczak, zatrudniony w Dziale Historii Miasta bolesławieckiego Muzeum Ceramiki mówi, że wielkim sukcesem jest samo nagłośnienie ponurej legendy tego budynku.

- Jest to ważne zwłaszcza dla najmłodszego pokolenia, które bardzo żywo reaguje na takie nowiny i coraz śmielej zaczyna interesować się historią własnego miasta i regionu - podkreśla. Natomiast dr Klementowski zwraca uwagę na niejednakowe zrozumienie tematu badań historycznych w środowisku mediów i naukowców.

- Za każdym razem trochę boimy się rozbudzać nadzieje wśród dziennikarzy, zawsze skłonnych do przejaskrawiania tematu i nadawania mu oczywistych walorów.

A w pracy naukowej trzeba się zawsze liczyć z porażkami, które uczą pokory wobec historii oraz inspirują do jeszcze szerszych poszukiwań - powiedział nam tuż po zakończeniu ekshumacji. Teraz naukowcy skupią się na staraniach zmierzających do uczynienia z części MDK-u miejsca pamięci.

- Do tego potrzebna będzie cała otoczka historyczna, przygotowanie materiałów archiwalnych i sporządzenie szczegółowej historii miejscowego Urzędu bezpieczeństwa Publicznego – wyjaśnia dalszy ciąg tej sprawy dr Robert Klementowski z wrocławskiego IPN. Rozmowy na ten temat z władzami miasta jeszcze się nie rozpoczęły, ale ustalono wstępnie ich termin.

- Jeszcze w tym miesiącu zbierze się grupa osób, złożona zarówno z naukowców, ludzi osobiście zaangażowanych w tę sprawę jak również pracowników urzędu miasta, która wypracuje ustalenia dotyczące przekształcenia tego obiektu w miejsce pamięci narodowej - zadeklarował podczas ekshumacji Piotr Roman, prezydent Bolesławca.

Pamięć zapisana ołówkiem

Dr Krzysztof Szwagrzyk, szef poszukiwań na terenie Młodzieżowego Domu Kultury w Bolesławcu i człowiek, który autentycznie zaangażował się tę sprawę, zwraca uwagę na jeden z jej unikalnych aspektów.

- Na całym Dolnym Śląsku nie ma już zachowanych miejsc, w których przetrzymywano więźniów w latach ostatniej wojny i kilkanaście lat po niej - zapewnia. W tym sensie byłe cele
więzienne pod MDK-em to wielki unikat i przedmiot troski historyków. W podziemiach MDK-u jest kilka dobrze zachowanych i ponumerowanych cel, zamykanych metalowymi drzwiami z wziernikami i otworami do podawania posiłków.

W każdej z nich według odnalezionych świadków z Polski i Niemiec, przetrzymywano na kilku metrach kwadratowych nawet kilkudziesięciu więźniów. Spacer tędy nadal przejmuje grozą i ciężarem popełnionych tutaj zbrodni. Na pierwszym piętrze budynku do dziś znajduje się hak, na którym wieszano więźniów podczas śledztwa.

Bolesławiecka "Łączka"   Orzeł w koronie wydrapany na ścianie jednej z cel Roman Tomczak /Foto Gość

Wielu z nich go nie przeżyło. Swoją ostatnią drogę zakończyli być może w zbiorowych mogiłach pod murem dawnej siedziby gestapo i UB, niedaleko kloacznego dołu. Na zabezpieczenie śladów zbrodni komunistycznych w Bolesławcu potrzebne będą bowiem spore środki i wiele lat zabiegów, bo piwnice atakuje bezlitosna wilgoć.

- Mamy tu do czynienia z budynkiem, w którym przez kilkanaście lat bez przerwy przesłuchiwano, katowano i mordowano wrogów politycznych. Byli to zarówno niemieccy antyfaszyści jak i polscy patrioci. Kobiety i mężczyźni. Ludzie starzy i młodzi.

Niektórzy z nich zostawili tu swój ślad w postaci dramatycznych napisów na murach cel. Musimy być wszyscy świadomi rzeczy, które tu się działy i które wołają do nas głosami z przeszłości - apelował dr Szwagrzyk.

Wielu nazwisk być może nigdy nie uda się ustalić. Kilka jest znanych z napisów ołówkiem na ścianach cel. „Tu siedział Padewski Mikołaj i Zych Ludwik dnia 16 X 1949 r.” To jedni z nich. O nich i wszystkich pozostałych nie wolno nam nigdy zapomnieć.

Niestety, katowskie praktyki komunistów pozwalały polskich patriotów więzić, torturować i pozbawiać życia nawet bez wpisywania ich nazwisk do kartotek. To utrudnia identyfikację, ale przecież jej nie uniemożliwia.

Podobnie jest z orłem w koronie, starannie wydrapanym na murze w jednej z cel. Choć jego dumnie wzniesione skrzydła i głowa ozdobiona koroną nie są już tak wyraźne jak kiedyś, to przecież nadal wyraźnie wzruszają swoją symboliką.