Odkrywanie światła na desce

Jędrzej Rams

publikacja 19.02.2016 13:49

Honorata Wójczyńska tłumaczy, dlaczego pisanie ikon jest podobne do życia duchowego.

Odkrywanie światła na desce Honorata Wójczyńska Jędrzej Rams /Foto Gość

Jędrzej Rams: W Krzeszowie trwają rekolekcje połączone z pisaniem ikon. Dlaczego tylko 10 dni? Ikonę można pisać przez 20 lat czy można tylko w 2 dni?

Honorata Wójczyńska: Te 10 dni to niezbędne minimum, kiedy w ogóle możemy skończyć jakąkolwiek ikonę. Krótszy czas, np. 5 czy 7 dni, nie wchodzi w grę. W 2 dni raczej tego się nie zrobi. 20 lat? Tak, to też jest możliwe.

Dlaczego do dobrego napisania ikony potrzeba czasu?

Mamy pewne niezbędne etapy tworzenia. Widział pan tablicę z wypisanymi myślami i cytatami – po jednej stronie mamy mistyków Pseudo Dionizego i św. Jana od Krzyża, a z drugiej historyka sztuki i teologa Pawła Florenskiego. Między ich wypowiedziami można spostrzec pokrewieństwo. Wszyscy mówią o ciemności, która jest nadmiarem światła. Czymże jest ta ciemność, „istotę stanowi tutaj praświatło, samoświecenie się owej pierwotnej ciemności”, o czym pisze P. Florenski w „Ikonostas i inne szkice”. Malarz zaczyna pracę od mroku i dopiero nakładając kolejne warstwy światła, tworzy ikonę. Na warsztatach staramy się zrozumieć pierwszą z warstw, sankir w jej kontekście duchowym. Bowiem w ikonę wpisany jest proces życia duchowego. Sankir, czyli samoświecenie się owej pierwotnej ciemności, to lekcja zbliżania się „Boga, który gasi światło”, powiemy za Janem od Krzyża, to lekcja przeżywania cierpienia, trudów, porażek w życiu, na wzór świętych, oni przeszli tę drogę do Boga. By to zrozumieć potrzebujemy ciszy i skupienia, które pozwolą nam zrozumieć dlaczego tak a nie inaczej jest wykonana. Jest przecież trochę abstrakcyjna. Gdy się zaczyna taką kontemplować, rozmyślać, zastanawiać to i człowiek zagłębia się w modlitwie, spotkaniu z Bogiem. A do tego przecież jest tworzona. I to pociąga ludzi. Jak widać więc, praca fizyczna nad ikoną łączy się z pracą duchową. Mamy zamysł, by podczas tych kursów pisania ikon zafunkcjonowała też szkoła modlitwy. Będziemy zapraszać odpowiednich kapłanów, by tworzenie ikony, było też procesem wewnętrznego dochodzenia do Światła.

Narzucane są tematy, postacie?

Każdy ma dowolność, aczkolwiek ja służę tutaj radą. Dla początkujących zazwyczaj wybieram mandylion (przyp. red. - oblicze Chrystusa ukazane na białej chuście, przymocowanej za dwa górne rogi). Jest w nim mniej elementów i można spokojnie dojść do finału. Są osoby, które sobie same wybierają, np. całą postać Maryi czy Dzieciątka Jezus. Jest tam wiele szczegółów, a to wymaga na pewno większej biegłości i czasu. Później niekiedy sami odczuwają, na ile ten wybór był trafny bądź nazbyt ambitny. Ale mają wybór.

Są tutaj osoby o różnej biegłości artystycznej. Każdy inaczej trzyma pędzel, ma inną dojrzałość artystyczną. Można brzydko napisać, stworzyć ikonę?

Hm, powiem tak. Jeżeli zdarzają się fałszywe, niedopracowane pociągnięcia pędzlem to zmazujemy je i zaczynamy jeszcze raz. Dążymy do tego momentu, aż nauczą się robić linię, która jest spokojna, harmonijna. To jest bardzo ważne…

To jest ta droga rozwoju duchowego?

Chodzi o to, że wszystko w ikonie powinno mówić o harmonii i ciszy. Jeżeli linia będzie chaotyczna, niedopracowana to osoba stojąca przed taką ikoną, będzie niestety raczej czuła rozdrażnienie niż spokój i zachętę do modlitwy.

Odkrywanie światła na desce   Jedna z ikon powstająca na warsztatach Jędrzej Rams /Foto Gość Czy można mówi w Polsce, w polskich Kościele o modzie na ikony? A może po prostu o nowym trendzie, dowartościowania w całym Kościele łacińskim tradycji wschodniego chrześcijaństwa?

Ja się cieszę z tych zjawisk, bo ikona była w Kościele od samego początku. Jeszcze przed rozłamem w XI wieku. Do tamtego czasu chrześcijaństwo korzystało z obu tradycji. Do niedawna to Kościoły wschodnie szczyciły się kontynuacji tradycji, ortodoksji malarskiej. Mnie cieszy, że Kościół katolicki obecnie więcej robi w tej dziedzinie niż Kościół prawosławny. Tamte są jakby nieco wyciszone.

A dlaczego ikona a nie tworzenie figur świętych? Znowu różnica między Europą Zachodnią, gdzie są figury a Europą Wschodnią z obrazami i ikonami?

Ikona pociąga. Jest w nich coś innego. By go zrozumieć ikony musi zaistnieć cisza i skupienie, które zachęcają do zastanowienia się dlaczego tak, a nie inaczej jest ona wykonana. Jest przecież trochę abstrakcyjna. Dla przykładu przypomnę, że w ikonach nie ma światłocienia. A to dlatego, że przedstawiania postać jest przecież pełna Światła, Boga, jej ciało więc jest przebóstwione, odmienione od naszego ciała. Inaczej jest z figurami np. Matki Bożej z Fatimy. Figurka jest tak jak my, bardzo podobna do naszego ciała. To jest trochę tak mało nadzwyczajne. Inaczej niż z ikonami. Gdy się zaczyna taką kontemplować, rozmyślać, zastanawiać to i człowiek zagłębia się w modlitwie, spotkaniu z Bogiem. A do tego przecież jest tworzona. I to pociąga ludzi.