Narnia jest w Rosji

Jędrzej Rams

publikacja 24.10.2014 05:36

O posłuszeństwie, Narnii w Rosji oraz o nietypowym egzaminie z historii Polski z s. Maksymilianą Borodyn CSSE rozmawia Jędrzej Rams.

Narnia jest w Rosji S. Maksymiliana podczas odpoczynku na dalekiej Syberii S. Maksymiliana Borodyn

Jędrzej Rams: Skąd pomysł aby pojechać na misje? W jaki sposób zapadła decyzja o wyjeździe akurat do Rosji?

S. Maksymiliana Borodyn: To był pomysł, który nazywa się posłuszeństwo. Ja nigdy nie myślałam o wyjeździe na misje, tym bardziej na wschód. Siostra prowincjalna powiedziała trzy słowa: misje, Rosja, Nowosybirsk, ja tylko jedno: kiedy?

Od kiedy tam Siostra pracuje?

Do Nowosybirska przyjechałam 4 lata temu. Moja posługa tutaj trwa krócej, zanim dostałam rosyjskie dokumenty (pozwolenie na pobyt stały) musiałam często wyjeżdżać. Teraz już nie mam żadnych problemów i mogę spokojnie pracować.

Co jest najtrudniejszego w „byciu siostrą na misjach”?

Dla mnie najtrudniejsze było i chyba dalej jest w jakimś stopniu  poczucie bycia "cudzą". Na szczęście pracuje w klubie dla dzieci, gdzie dużo jest migrantów, głównie z Uzbekistanu i Kirgistanu, one też są cudze. Razem jest nam łatwiej zmagać się z codziennością w obcym kraju. Dzięki temu łatwiej mi jest zrozumieć ich zagubienie i bezradność w niektórych sytuacjach. Czasami czuję się jak na pustyni, nie takiej zwykłej, ale tej duchowej. Wychowana w katolickim kraju, gdzie jeszcze są pełne kościoły, mnóstwo nabożeństw i grup modlitewnych trudno było mi odnaleźć się w realiach kościoła katolickiego na Syberii, gdzie ludzi na Mszy św. można policzyć na palcach.  

Gdzie konkretnie, jaka placówka? Jak wygląda praca – czemu się poświęcacie?

W Rosji mamy cztery domy, dwa w europejskiej części, w Kursku i Tule, tam siostry pracują przy parafii i dwa domy w Nowosybirsku. W sumie w Rosji posługuje 13 sióstr, w tym trzy Rosjanki (profeska po ślubach wieczystych, juniorystka i nowicjuszka odbywająca obecnie nowicjat w Polsce), jedna Niemka i 9 Polek. W Nowosybirsku jedna wspólnota sióstr prowadzi dom dziecka, a druga, do której należę, posługuje przy parafii pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia, którą prowadzą ojcowie franciszkanie. 

Prowadzę dziecięcy klub "Narnia" dla dzieci w trudnej sytuacji społecznej. Klub funkcjonuje dzięki pomocy finansowej Caritas. Do klubu przychodzą dzieci w wieku od 3 do 16 lat. Dzieci mogą przychodzić od poniedziałku do piątku od 13:00 do 17:30, drzwi otwarte są dla każdego, jednym z warunków do zaakceptowania jest to, że klub znajduje się na terytorium katolickiego kościoła a to niestety nie wszystkim się podoba. Łączymy razem trzy wyznania, gdyż są między nami katolicy, prawosławni i muzułmanie. Dzieci w klubie mogą odrabiać lekcje, wiele z nich, zwłaszcza dzieci z rodzin migranckich (których w Rosji jest coraz więcej) ma problemy z nauką. Rodzice z oczywistych względów nie mogą im pomóc, więc wysyłają do nas. Są też tacy, którzy z różnych powodów nie chodzą do szkoły. W ciągu dnia przygotowujemy razem z dziećmi obiad i podwieczorek, dla niektórych jest to jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Rodziny często wspomagamy materialnie. Klub jest dla nich głównie miejscem odpoczynku, jest ich drugim domem. Wspólne zabawy, ciekawe akcje i podstawowe wartości ludzkie łączą nas w jedną wspólnotę, choć dzieli nas narodowość, wiek, język i wyznanie.

Więcej o życiu klubu można znaleźć na naszej stronie na facebook'u, która prowadzona jest w dwóch językach www.facebook.com/dk.narnia1 Oprócz tego prowadzę katechezę dla młodzieży parafialnej i udzielam się jak mogę w komisji katechetycznej.

Jak Kościół w Rosji zareagował na wybór papieża z Ameryku Południowej?

Wybór papieża jezuitę pochodzacego z Ameryki Południowej był, chyba jak dla większości ludzi, zdziwieniem. Mentalność amerykańska różni się od tej syberyjskiej, więc nie wszystkie gesty papieskie są zrozumiałe dla ludzi. Ludzie na razie jeszcze przyglądają się i w miarę możliwości wgłębiają się w nauczanie dzięki pomocy duszpasterzy. Wybór takiego papieża pokazał, że Kościół katolicki to nie tylko Polska i Włochy.

Jest Siostra odbierana bardziej jako Polka, może bardziej jako katoliczka czy może wreszcie po prostu jako zakonnica, bez patrzenia na narodowość?

Często mylona jestem z prawosławną siostrą. Większość ludzi kojarzy mnie z jakimś kościołem, ale sami nie wiedza jakim, często zaczepiają i pytają kim jestem. Mowa od razu zdradza pochodzenie, narodowość wzbudza pewne emocje. Ludzie albo dziwią się, że tak dobrowolnie tu przyjechałam albo szukają swoich związków z moim krajem i chwalą się wiedzą o nim. Jeden pan, pewnie historyk zrobił mi mały egzamin z historii Polski, po którym dosłownie byłam mokra ;-) Mam nadzieję, że wiedza historyczna w tym wypadku posłużyła głoszeniu Dobrej Nowiny. Zdążają się też spotkania z fanami polityki, ale z takimi nie wdaję się w głębokie dyskusje. Niektórzy proszą o modlitwę, inni szukają pomocy materialnej, inni patrząc na obrączkę pytają o męża, dzieci i zadają setki pytań odnośnie celibatu, który dla nich jest trochę niepojęty. Ja sama w miarę możliwości chodzę do prawosławnych cerkwi na chwilę modlitwy, różnie jest odbierana moja obecność, ale nikt nigdy oficjalnie mnie nie wygonił. Od dwóch lat na początku maja organizuję jednodniową pieszą pielgrzymkę do cudownej ikony Matki Bożej do prawosławnej cerkwi za Nowosybirskiem, nie jesteśmy tam oficjalnie witani z oczywistych względów, ale miejscowe duchowieństwo jest pod wrażeniem i zawsze nas serdecznie zapraszają na następny rok. W przeciągu tego czasu nie zdążyło się aby ktoś mnie wyzywał i obrażał na ulicy, czego niestety nie mogę powiedzieć o Polsce.  

Siostra jest objęta duchową adopcją – to umacniająca świadomość? Czego potrzeba najbardziej – modlitwy, pieniędzy, odpoczynku?

Wszystkiego :-) Osobiście najbardziej mi potrzebne jest wsparcie to duchowe jak i to takie zwykłe ludzkie. Świadomość tego, że są ludzie, którzy pamiętają i modlą się jest bardzo dużym wsparciem w ciężkich chwilach i małych kryzysach. Nieraz dostaję smsa z informacją, że w mojej intencji zostanie odprawiona Msza św., to wielka radość i umocnienie. Różni ludzie różnymi sposobami dają o sobie znać, czy to w formie modlitwy czy w finansowym wsparciu. Każda forma jest niezmiernie cenna i ważna. Często, jak mi się coś uda, myślę sobie, że może bez tego wsparcia nic by nie wyszło, że jestem tylko jednym z narzędzi. Staram się jak mogę nie zawieść podarowanego mi zaufania, że będę robić wszystko co w mojej mocy, aby choć trochę przybliżyć ludziom Boga.   

Spotyka Siostra księży-Polaków? Udało się z nim spotkać na miejscu? Z innymi Polakami, nie księżmi, też? 

Tak, w naszej diecezji jest sporo Polaków, zarówno księży jak i sióstr. Mi udało się spotkać z księdzem Andrzejem Obuchowskim, który pochodzi z Jeleniej Góry. Ja sama jestem ze Lwówka Śl. (Odległość 34 km - red.) Śmialiśmy się, że potrzeba było pojechać na Syberię, żeby się spotkać. Raz w roku w katedrze w Nowosybirsku organizowana jest konferencja dla duchowieństwa. Wtedy zjeżdżają się prawie wszyscy, niektórzy na to spotkanie jadą ponad dobę pociągiem, tak rozległa jest ta diecezja.

Polaków można też spotkać, ale rzadko. Zwykle są to szaleni podróżnicy, albo  grupy wolontariuszy. Jest też trochę miejscowych ludzi z polskimi korzeniami a także sympatyków Polski i języka polskiego zgromadzonych w Domu Polskim.  

Jak często udaje się Siostrze bywać w Polsce?

Na szczęście raz w roku, w okresie letnim. Jest to ważny moment nabrania sił fizycznych i duchowych, spotkań z rodziną, siostrami i przyjaciółmi.