Od czasów Bolesława Chrobrego ryby były główną potrawą adwentową. Prym wiodły bałtyckie śledzie, jednak zaraz po nich były karpie z książęcych stawów. Ta tradycja żyje do dziś.
Polacy nie mają monopolu na karpia. To ryba znana i lubiana, przyrządzana w restauracjach na całym świecie
Roman Tomczak /GN
„Co gotują? Węgorze, śledzie, szczuki w soli, wizinę, łosoś, karpie, brzuchom na post gwoli” – pisał o poście przed Bożym Narodzeniem Kasper Miaskowski, polski twórca barokowy. Aby na stołach książąt i gminu nie zabrakło karpi, powszechnie hodowano je w stawach. Moda na tę rybę przyszła z południa. – W Czechach tradycja hodowli karpia jest bardzo stara – przyznaje Michal Matlávěc, tłumacz literatury polskiej z Hradca Králové.
– Jemy bardzo dużo tych ryb i to nie tylko podczas Bożego Narodzenia. Pełno u nas „rybników”, czyli stawów, a w każdym setki dorodnych karpi – mówi. Zygmunt Gloger, polski etnograf z przełomu XIX i XX w., podaje, że bez względu na to, czy potraw wigilijnych było siedem („wigilja u ludu”), dziewięć (szlachecka) czy jedenaście (pańska) – na polskim stole zawsze był karp.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.