Historia z Niemiec stałą się dla mnie okazją do rachunku sumienia w kwestii przyjmowania Komunii Świętej.
Kilka lat temu pojechałem do pewnej parafii w diecezji Goerlitz. Rozmawiałem tam z kapłanami pochodzącymi z Polski. W takich rozmowach prędzej czy później padają pytania o różnice między Kościołem w Niemczech a Kościołem w Polsce. Jest to przecież wciąż ten sam Kościół (nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę rewolucyjne zapędy doktrynalne dużej części katolików realizowane w ramach tzw. Drogi Synodalnej), ale kultura, mentalność, doświadczenia historyczne, zmiany społeczne i wiele wiele innych czynników wpływają na to, że innymi pieśniami, zwyczajami i modlitwami wyznajemy wiarę w Boga.
I w odpowiedzi na pytanie o różnice usłyszałem historię o przygotowaniach do przyjęcia przez dzieci I Komunii Świętej. W parafii żyli, co oczywiste, Niemcy ale i liczna grupa Polaków. Podczas ostatniego spotkania organizacyjnego uwidoczniła się spora różnica między rodzicami. Otóż polscy rodzice zdziwili się, że nikt nie zadbał o wynajęcie kamerzysty albo chociażby fotografa. W Polsce - rzecz nie do pomyślenia. Z kolei Niemcy ze zdziwieniem pytali o potrzebę fotografowania takiego wydarzenia. - A tydzień później, gdy dzieci przystąpią po raz drugi do Komunii świętej, też będziemy to fotografować? - pytali.
Ta historia nie ma służyć wykazaniu, że Polacy są w jakiś sposób ukierunkowani na pompatyczne przeżywanie I Komunii świętej (dla wielu to wręcz okazja do przygotowania imprezy jak "małe wesele"), lecz to okazja do czegoś, co chyba śmiało nazwę rachunkiem sumienia. Historia ta wraca w mojej głowie zawsze, ilekroć przychodzi czas Pierwszych Komunii Świętych w Polsce. Kiedyś jeden z biskupów powiedział mi, że "z Eucharystią można się otrzaskać". Biskup mówił o jednym z zagrożeń duchowych u kapłanów, którzy po wielu latach sprawowania codziennej Eucharystii, są narażeni na niebezpieczeństwo czegoś, co można nazwać "technicyzacją" - po prostu ubierają się w szaty, idą do ołtarza, czytają co trzeba przeczytać, wracają do zakrystii. Czy wierzą w świętość Eucharystii? Czy wierzą, że dokonuje się tam ofiara Jezusa za nasze grzechy? Gdyby ich o to zapytać, pewnie potwierdzą. Ale czy przeżywają ją dogłębnie, w pełni, "na maksa"?
Historia z Niemiec zawsze mnie otrzeźwia. Zawsze stawiam sobie pytanie, a co gdyby podejść do Komunii Świętej w zbliżającą się niedzielę, jak do swojej I Komunii świętej? Gdyby ucieszyć się jak z pierwszego przyjęcia Ciała Pańskiego? Ale takiego bez zdjęć, kamerzysty i prezentów, a jedynie z nowością i zaproszeniem Jezusa do swojego życia z tą pierwotną, dziecięcą (może lekko naiwną) radością?