Światowej sławy filmowiec przybył tutaj na zaproszenie Chrześcijańskiego Klubu Filmowego Ichthys.
W sobotę 6 maja Legnicę odwiedził światowej sławy reżyser i scenarzysta Krzysztof Zanussi.
Filmowiec odpowiadał na pytania zadawane przez członków Chrześcijańskiego Klubu Filmowego Ichthys oraz Dyskusyjnego Klubu Filmowego (oba kluby działają przy legnickim kinie Piast), a także przez samych, licznie zebranych na Sali Królewskiej (Akademia Rycerska) słuchaczy.
Pan Krzysztof pytany był m.in. o początki swojej pasji i drogi filmowej, o finansowanie produkcji filmowych czy o ocenę obecnej kondycji kultury popularnej.
Reżyser przyjechał do Legnicy na zaproszenie Chrześcijańskiego Klubu Filmowego Ichthys. Jakub Zakrawacz /Foto GośćPadło pytanie również o jego włoskie korzenie, które można odczytać nie tylko z jego nazwiska, ale i drugiego imienia. - Moi rodzice chcieli w jakiś sposób zaakcentować moje włoskie pochodzenie, a w tamtych czasach szalenie popularny był papież Pius XI, niegdyś nuncjusz w Polsce, człowiek naszemu krajowi bardzo życzliwy – opowiadał Krzysztof Pius Zanussi. Reżyser postanowił pociągnąć wątek rodzinny. – Jako dziecko czytałem dzieła Honoriusza Balzaka. To nie przenośnia, a fakt, że książki dają człowiekowi doświadczenie, które może mu przydać się w praktyce, a którego w inny sposób by nie posiadł. Otóż, w czasie odwilży gomułkowskiej możliwe już były wyjazdy za granicę, więc na przełomie lat 50 i 60. po raz pierwszy udało mi się wyjechać na zachód. Z tradycji rodzinnej wiedziałem, że mam jakąś multimilionerską rodzinę dalekich kuzynów we Włoszech (produkują lodówki i maszyny do zmywania naczyń „Elettrodomestici”). Miałem z nimi kontakt, więc natychmiast, gdy udało mi się wyrwać z kraju, napisałem do nich z pytaniem czy mogę złożyć im wizytę. Pojechałem, jednak wiedziałem już zawczasu, jakie będą początki, bo czytałem książki Balzaka. Tam przecież zawsze był jakieś biedny kuzyn z prowincji, z kompleksami, który przyjeżdża i nie wie, jak się zachować, o czym rozmawiać i co zrobić z rękami. To wszystko przeżyłem natychmiast. Wiedziałem, że gdy ktoś mi otworzy, to nie będę wiedział, czy jest moim kuzynem czy lokajem. Czy mu się rzucać na szyję czy jednak nie należy - zabawiał widownię niezwykłymi wspomnieniami i dystansem do siebie.
W spotkaniu uczestniczyło około dwustu słuchaczy. Jakub Zakrawacz /Foto GośćDalekie kuzynostwo zachęcało go do skończenia innych studiów we Włoszech i dołączenia do rodzinnego interesu. Nie przyjął tej oferty, ale przez lata starał się udowodnić dalekiej rodzinie, że "coś jednak osiągnął". Na nich nie robiły bowiem wrażenia gromkie oklaski po premierze jego filmu we Włoszech czy usadowienie przy tamtejszym ministrze, ale... gazety, w których nazwisko "Zanussi" przewijało się na pierwszych stronach. "Krzysztof, ty wiesz, ile kosztuje centymetr reklamy w gazecie?" - wspominał ze śmiechem zachwyt kuzyna-biznesmena.
Jednym z pytań zadanych w trakcie majowego spotkania z Krzysztofem Zanussim w Akademii Rycerskiej dotyczyło znanych osób, z którymi miał przyjemność jadać kolację. - Miałem ten zaszczyt, że w czasie pontyfikatu św. Jana Pawła II, bywałem przez niego wielokrotnie zapraszany na obiad czy kolację. Nie znaczy to, że byłem ważny i że on mnie jakoś specjalnie cenił, ale wiedziałem od niego samego, że on strasznie chciał, bym opowiadał mu jakieś historie, które jako filmowiec, każdego dnia zbieram. Codziennie bowiem dzieje się coś ciekawego, o czym można opowiedzieć, a on mówił, że żyje sterylnym życiem – wspominał rozmowy z papieżem Polakiem.
Dalsza część artykułu na stronie drugiej