Kontakt z malowanym na drewnie wizerunkiem, w najgłębszym sensie, to spotkanie twarzy Boga z twarzą człowieka. Kontemplowanie Boskiego Oblicza pokochały kobiety z Legnickiej Wspólnoty Pisania Ikon.
Przeżycia osoby piszącej ikonę wpływają na to, co wyjdzie spod jej pędzla. To sprawia, że nie ma dwóch identycznych dzieł. Nawet jeżeli motyw jest ten sam, i używa się tej samej techniki. Tak o pasjonującej przygodzie − drodze, która nagle znalazła cel − mówią uczestniczki comiesięcznych zajęć w Domu Słowa, które ukończyły warsztaty ikonopisarstwa w legnickich parafiach.
W Legnicy od kilku lat co parę miesięcy ruszają nowe warsztaty pisania ikon. Ich organizatorką jest Grażyna Dynak. Można w nich uczestniczyć m.in. w parafiach pw. Podwyższenia Krzyża Świętego oraz Matki Bożej Częstochowskiej. Kobiety, które brały udział w kilku edycjach tak bardzo ukochały przedziwne „okna do nieba”, jak mówi się o ikonach, że poszukując nowych technik, motywów, czasu i miejsca swojego ikonopisarstwa, znalazły swoją przystań na trzecim piętrze Domu Słowa.
Twarz pierwsza
Uczestniczki warsztatów przyznają, że jeszcze kilka lat temu nigdy by nie pomyślały o sobie, że będą miłośniczkami tej formy artystycznego spełnienia i modlitwy jednocześnie. A dzisiaj to ikony kształtują ich życie, modlitwę, relacje z ludźmi. Tak o tym nie boi się mówić chociażby Ola Żebrowicz-Raubo, która z pisaniem ikon zetknęła się po raz pierwszy jeszcze przed pandemią, oczywiście u Grażyny Dynak.
− Na spotkania prowadzone przez panią Grażynkę kilka lat temu zaprosiła mnie moja koleżanka. Poszłam na nie z dużym zainteresowaniem i ciekawością, chociaż prawdę mówiąc, nie poszukiwałam tego typu aktywności. Niemniej zobaczyłam, że nie jest to tylko tworzenie jakichś rysunków i obrazków religijnych, ale coś zdecydowanie więcej – wspomina pani Ola. Ta różnica widoczna była już od pierwszych chwil, gdyż wszystko zaczynało się Eucharystią. − Na początku była modlitwa, ale również w trakcie cały proces był modlitwą. Przygotowania, nazwijmy je wręcz rytuałem pracy nad ikoną, okazały się fascynujące.
− W życiu nie ma przypadków! U mnie wejście na drogę pisania ikon, zostało poprzedzone wejściem na Drogę Neokatechumenalną. Widzę plan Pana Boga wobec mnie. Pisanie stało się dla mnie poszukiwaniem Boga. Zachwyca mnie jeszcze to, że w Legnicy dzieje się coś wspaniałego. Tutaj jest jakiś oddolny ruch i potrzeba pisania ikon. Co druga kobieta, jaką spotykam, miała kontakt z kimś, kto się tym zajmuje albo była kiedyś na warsztatach u Grażynki, lub chce na takie warsztaty pójść. Znam wiele dziewczyn, które mówią, że o tym myślały i że poszukują czegoś więcej w duchowości. Czasami nieświadomie dochodziły do ikon – mówi O. Żebrowicz-Raubo. Sama doskonale wie o czym mówi, ponieważ wielowiekowa modlitwa potrafi na całe godziny wypełniać w jej domu pokój, w którym zamyka się, by spotkać się twarzą w twarz z malowaną przez siebie ikoną.
Twarz druga
Podczas rozmowy z uczestniczkami spotkań Legnickiej Wspólnoty Pisania Ikon wiele razy pojawiają się łzy. Czasem przywoływane są ze wspomnień. Jedno z nich jest udziałem Ani Lipińskiej, mieszkanki podlegnickich Siedlisk (parafia pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Miłkowicach).
− Zmarł mój bratanek. Miał 16 lat i ciężko chorował. To był bardzo trudny czas. Tuż po jego śmierci moja koleżanka uczestniczyła w warsztatach pisania ikon. Ich owocem była ikona, która mnie zachwyciła. Koleżanka stwierdziła, że teraz kolej na mnie. Ale ja odmówiłam, mówiąc: „Nigdy w życiu, to nie dla mnie”. Bo uważałam, że jest to zajęcie całkowicie niezgodne z moim charakterem, temperamentem. Koleżanka zapisała się na kolejny cykl i znów mnie zapraszała. Ale ponownie odmówiłam. I dopiero za trzecim razem dałam się namówić. To było w październiku, 10 miesięcy po śmierci mojego bratanka – opowiada Ania. − Nie przypuszczałam, że podczas tworzenia tej ikony, wyjdzie ze mnie tak dużo emocji. Cały ten czas, całą drogę powstawania ikony przepłakałam rzewnymi łzami... Ona była mi niesamowicie potrzebna! Przez łzy, spokój, wyciszenie i modlitwę uspokoiły mi się i dusza, i ciało. Potrzebowałam tej ikony! Czułam, jakby czekała na mnie. Zaczęła mnie uczyć cierpliwości, miłości, radości. Stała się powiernikiem… Dzięki niej przewartościowałam moje życie. Uświadomiłam sobie też wówczas, że przez cały czas gdzieś się spieszyłam, gdzieś biegłam, ciągle podejmowałam nowe aktywności. A kiedy spotkałam ikonę − przestałam. To było wyzwalające. Do tego punktu miałam chyba dojść. Mogę śmiało powiedzieć, że zwariowałam na punkcie ikon. Jest to wielkie odkrycie mojego życia. Droga, która znalazła cel − dodaje A. Lipińska.
Twarz trzecia
Myli się jednak ten, kto myśli, że twarze patrzące z malowanych desek same przynoszą wyciszenie. Ola Żebrowicz-Raubo opowiada, że nieraz jest czas i chęć, by usiąść do pracy przy desce, ale coś na tyle niepokoi duszę, że nie sposób zabrać się do malowania. – Potrzeba modlitwy, wyciszenia, medytacji nad słowem Bożym. Zdarza się, że trzeba pójść do spowiedzi. Zdarzało się, że odchodząc od konfesjonału wiedziałam, czułam, że to dobry czas, by usiąść do malowania – mówi legniczanka.
W podobnym tonie o przedziwnym połączeniu duszy i pędzla mówi Anna Rzonca z parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kunicach. Jest nauczycielką w szkole muzycznej i, jak twierdzi, z racji wykonywanego zawodu nieraz miała problem z wewnętrzną wolnością, by usiąść do ikony.
− Nie da się pisać ikony, mając trudne relacje z ludźmi. Bywają momenty w życiu, kiedy mamy zaburzone stosunki międzyludzkie. Absolutnie nie ma wtedy żadnej możliwości, by usiąść do pracy nad ikoną. Mogę powiedzieć więcej: spotkałam się z przypadkami osób, które mimo szczerych chęci, woli, zainteresowania, nie są w stanie zacząć pracy nad wizerunkiem. Coś je blokuje. Są, wydawać by się mogło, obiektywne przyczyny zewnętrzne. Dopiero po miesiącach znajomości, rozmów, modlitw, okazuje się że mają w sercu jakieś urazy. To one są główną przyczyną blokady. Udaje się to przepracować, ale do tej pracy potrzeba dwóch rzeczywistości. I obie tu są. Pierwsza to modlitwa. Mamy grupę, w której trzy razy dziennie modlimy się za siebie. A druga dotyczy już samego człowieka. W moim życiu doświadczyłam tylko dwóch rzeczywistości, dwóch miejsc, w których spotkała mnie bezinteresowna dbałość o drugiego człowieka – piesza pielgrzymka oraz grupa pisania ikon. Tu mamy wspólnotę i modlimy się – mówi A. Rzonca.
Technika Ducha Świętego
Jednym z podstawowych założeń Legnickiej Wspólnoty Pisarzy Ikon jest ciągłe pogłębianie wiedzy i techniki. Dzisiaj jej członkowie już wiedzą, że złoto można położyć na mikstion albo pulment, może być ono matowe bądź lustrzane. Deskę można zagruntować różną technologią, mając na uwadze cel – grawer czy złoto na pulment. Pigmenty mogą być łączone z medium chudym, tłustym czy kazeiną. Można malować mokrym lub suchym pędzlem, albo poprzez tzw. zalewki. − Niemniej praca nad ikoną to przede wszystkim modlitwa. Ale samo liczenie na światło Ducha Świętego, które jest wprawdzie niezbędne, nie wystarczy. Każda z nas zaczynała od zera. Ale po dziesiątkach godzin żmudnego poprawiania jednego oka, jednej fałdy sukni, jednego motywu, udaje się coraz lepiej. Jestem nauczycielką muzyki i uważam, że gamy to podstawa każdego koncertu. W malarstwie uczenie się rysowania kreski, pewności ręki, powtórzenia poszczególnych ruchów ręki są niezbędne. Stąd nasze spotkania, kursy i ciągłe, ciągłe malowanie – mówi A. Rzonca.
– Trzeba posiąść wiedzę i z czasem też biegłość w technice. Większa wiedza, lepsza technika przychodzą z czasem, a to pozwala na większą swobodę podczas pisania nowych ikon. Wówczas do danego tematu, motywu, wizerunku, można dobrać odpowiednią metodę. Nasza wspólnota w ubiegłym roku przeprowadziła kilkukrotnie cieszące się bardzo dużym zainteresowaniem warsztaty złocenia metodą pulmentu, gruntowania, warsztaty początkowe z wizerunkiem Mandylionu – które prowadzone były przez ikonopisarza Marcina Kaczmara. Nawiązaliśmy bardzo cenne kontakty m.in. ze Szkołą Malowania Ikon im. św. Józefa w Wadowicach, z Dorotą Żak, która przyjedzie w czerwcu, aby przybliżyć nam metodę o. Antoniego Gunina. Byłyśmy w Opolu na Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej Ikonografów zorganizowanej przez Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego. W ubiegłym miesiącu byłyśmy z koleżanką na warsztatach we Wrocławiu, gdzie podjęto temat pisania ikon Jerzego Nowosielskiego. Twórca trudny, ale szalenie ciekawy. Dlatego zachęcamy wszystkich chcących pogłębiać swoje życie duchowe do pochylenia się nad deską ikony. W Legnicy jest kilka możliwości podjęcia takich kursów. Każdy z nich jest okazją do spotkania z Bogiem i wspaniałymi ludźmi, z „malowaną deską”, która w znany tylko Bogu sposób nie jest zwykłym obrazkiem – dodaje A. Rzonca.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się