Emerytura stała się czasem, w którym pasja pana Tadeusza zaczęła wydawać owoce.
Trudno powiedzieć, kto powinien zostać bohaterem tego artykułu. Na to miano na pewno zasługuje Tadeusz Wabiszczewicz z Jawora, który jest rzeźbiarzem amatorem, a spod jego dłut wychodzą przepiękne szopki bożonarodzeniowe. Z drugiej strony bohaterem mogłaby być pasja do rzeźb jako ta, która przez wiele lat towarzyszyła panu Tadeuszowi w licznych podróżach po świecie. Wreszcie gdyby bohaterem uczynić wszystkie stajenki betlejemskie stojące w domu rzeźbiarza, mielibyśmy przepięknego bohatera zbiorowego tej opowieści.
Pan Tadeusz od kilku lat jest na emeryturze. Od tego czasu zaczął spędzać czas na rzeźbieniu w drewnie. Jednak nie są to „jakieś” rzeźby. Opowiada, że od zawsze towarzyszyło mu coś w rodzaju sentymentu do szopek betlejemskich. Nie pamięta nawet skąd, ale „prawie od zawsze” miał przy sobie uroczy bożonarodzeniowy obrazek przedstawiający trzech kolędników. W opowieści poszukującej odpowiedzi na pytanie „skąd ta pasja” jest też miejsce na lata młodzieńcze, gdy chodził z kolegami jako kolędnik.
Niemniej gdy postanowił zabrać się za rzeźbę, jako pierwsze powstały kopie trzech kolędników z obrazka. I są jak z obrazka... Potem pojawiły się już motywy narodzin Jezusa. Wśród nich jest chociażby płaskorzeźba-tryptyk. Jest to kopia tryptyku z jednego ze szwedzkich kościołów, które pan Tadeusz odwiedził z żoną podczas pielgrzymki. Gdy inni zwiedzali kościół, pan Tadeusz stał przed oryginałem pełen zachwytu nad pięknem przedstawienia tego biblijnego wydarzenia. Zrobił zdjęcie, a po powrocie do domu wyrzeźbił jego kopię.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się