Wolontariusze Caritas niosą pomoc na polsko-ukraińskiej granicy.
Jednymi z pierwszych spotkanych przez uchodźców po polskiej stronie granicy są wolontariusze różnych organizacji pomocowych i humanitarnych. Wśród nich swój namiot na przejściu granicznym mają wolontariusze z Caritas Polska.
Hubert Kasprzak przyjechał do Krościenka z Torunia, bo tam studiuje, jednak rodem jest z odległego Dolnego Śląska - z Jaczowa pod Głogowem. Szukając odpowiedzi na pytanie, co zmotywowało go do przyjazdu do Krościenka, udziela krótkiej i treściwej odpowiedzi:
- Wydaje nam się czasami, że aby pomóc człowiekowi, trzeba robić jakieś niesamowite rzeczy. A tutaj się okazuje, że zwykłe użyczenie telefonu, podanie kubka herbaty bądź uśmiech i obecność dają tym ludziom nadzieję - mówi Hubert Kasprzak.
Wolontariusz przyjechał do Krościenka przez Warszawę i Przemyśl. Z Warszawy jechała już kilkuosobowa grupa wolontariuszy. Najpierw służyli w Medyce, teraz tutaj w Krościenku.
- W naszej ekipie jest kilka osób, które znam. Jednak tam w Przemyślu, Medyce, nikogo nie znałem. Są to ludzie z całej Polski. Ochotnicy. W Przemyślu działania wolontariuszy trwają nieustannie, przez całą dobę. Tutaj w Krościenku po stronie ukraińskiej pomiędzy 24.00 a 6.00 ruch jest wstrzymywany ze względu na obowiązującą tam godzinę policyjną. Wówczas też zmniejsza się ilość wolontariuszy Caritas. Co robimy w ciągu dnia? Mamy ogrzewany namiot i tutaj mogą się ogrzać uchodźcy. Ci którzy mają zorganizowany transport, czekają na jego przyjazd. Są jednak i tacy, którzy wiedzą tylko, że trzeba przekroczyć granicę. Nie mają żadnego kontaktu z nikim po polskiej stronie. Takim osobom też organizujemy więc przejazd do Przemyśla, do punktów relokacyjnych. Stamtąd łatwiej będzie im wyjechać w kierunku większych miast - mówi Hubert Kasprzak.
W namiocie Caritasu dzieci otrzymują herbatę, ciepłe jedzenie a nawet i zabawki. Dorośli mogą podładować telefony, dopytać o sprawy formalne. W czasie naszego pobytu niespodziewanie dla większości przebywających w namiocie za cienką ścianą głośno zaterkotał agregat prądotwórczy. - Nareszcie! - rzuca jedna z wolontariuszek. - Będzie nam teraz cieplej, bo uruchomili nagrzewnicę - mówi dziewczyna. Pada pytanie: To są cuda, na które czekacie? - O tak, zdecydowanie - śmieje się, podchodząc do kolejnych dzieci.
Wśród potrzebujących krząta się w bardzo charakterystycznej różowej czapce Ola z Warszawy. - Nie jestem w stanie usiedzieć, jeżeli słyszę, że można komuś pomóc. Przed rokiem po raz pierwszy pojechałam z wolontariatem Caritas na Lesbos pomóc uchodźcom. Teraz czekałam tylko na sygnał, że Caritas uruchamia wolontariat. Od razu załatwiłam sprawy z pracą i przyjechałam tutaj. Teraz jestem na chwilę, ale mam plan przyjechać tu kolejny raz - mówi Ola.
Namiot w którym ogrzewają się ci, którzy dopiero co przekroczyli granicę. Jędrzej Rams /Foto GośćTak samo tylko na kilka dni udało się wyrwać z Bydgoszczy Marcie. Wolontariuszka przyjechała do Krościenka we wtorek i wieczorem w niedzielę planowała wyjazd. - Też czekałam na sygnał i możliwość przyjazdu. Jestem pielęgniarką i zgłosiłam się jako pomoc medyczna. Tej jednak nie potrzebowano, byli już tacy ochotnicy. Więc pomagam w inny sposób. A serce się łamie, kiedy słuchamy relacji rodzin ukraińskich. Opowiadają nam o tragedii. Przed chwilą jedna pani pokazywała miasta ostrzelane przez Rosjan. Pokazała nam też jej dom, który jest teraz ruiną. Te opowieści sprawiają, że łzy cisną się do oczu i musimy uważać, żeby przy nich nie zacząć płakać - mówi Marta.
Wolontariusze mogą rejestrować się i zgłaszać u diecezjalnych koordynatorów, do których namiary można znaleźć na ogólnopolskiej stronie Caritas (TUTAJ).