Wszystko prowadzi do zmartwychwstania

O nabożeństwie Drogi Krzyżowej, ilości stacji oraz uczestnictwie wiernych mówi ks. prof. Stanisław Araszczuk.

Jakub Zakrawacz: Do uczestniczenia w nabożeństwach Drogi Krzyżowej wiernych chyba nie trzeba długo namawiać.

Ks. prof. Stanisław Araszczuk: W ostatnim czasie z różnych mediów - nawet katolickich - płynęły informacje o tym, że jest kryzys, a wierni zapominają o nabożeństwach Gorzkich Żali czy Drogi Krzyżowej. Pod postami ukazały się jednak komentarze, że tego kryzysu wcale nie widać. Oczywiście, z powodu pandemii i obostrzeń zmniejsza się liczba ogółu wiernych uczestniczących w liturgii, ale ludzi, którzy ciągle pragną podtrzymywać wielkopostne tradycje, nie brakuje. Ktoś mi ostatnio powiedział, że w wieku 21 lat zrozumiał, czym jest nabożeństwo Gorzkich Żali.

Droga Krzyżowa, którą obecnie znamy, nie wyglądała tak od początku. Jak to nabożeństwo kształtowało się na przestrzeni lat?

Przez pierwsze wieki ci, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa, nie patrzyli na krzyż jako na znak tortur, męki, ale zwycięstwa. Dopiero w XIII w. rodzi się droga duchowości chrześcijańskiej, która bardziej skupia się na tajemnicy krzyża. To początki duchowości pasyjnej.

Jak wspomniana duchowość się rozwijała?

Mamy wtedy tzw. „Nabożeństwo upadków”. Sprzyjające tej tendencji są również wyprawy krzyżowe czy chęć odwiedzenia miejsc życia i śmierci Zbawiciela. Nie można również zapominać o zasługach franciszkanów. To właśnie ten zakon mocniej podkreślał naturę ludzką Chrystusa (pierwsze przedstawienia związane z Bożym Narodzeniem to również ich dzieło). Wkrótce proponuje się wiernym duchową medytację cierpień Chrystusa przy kolejnych stacjach. Pojawia się konkretna liczba stacji, których wymienia się dwanaście. Układ ten zostaje związany również z duchowym pielgrzymowaniem: odległość dzieląca Flandrię od Jerozolimy zostaje podzielona 12 etapów. Każdy etap ma przypominać poszczególne stacje cierpienia Chrystusa, począwszy już od Wieczernika.

Kiedy pojawia się Droga Krzyżowa w formie nam najbliższej?

W XVII w. franciszkanie proponują cykl 14 stacji rozpoczynających się od skazania na śmierć, a kończących się złożeniem do grobu. Wydaje się, że w tym wieku wprowadzona zostaje ostatecznie nazwa „Droga Krzyżowa”. Nabożeństwo z czasem zyskuje coraz większą popularność, także na ziemiach polskich.

Na ścianach niektórych świątyń ujrzeć możemy dodatkową stację XV:  „Zmartwychwstanie Jezusa”. Czy to błąd?

Liturgia różni się od nabożeństwa. Pierwsza z nich celebrowana jest według zatwierdzonych ksiąg, to stałe teksty obarczone przepisami. Droga Krzyżowa zalicza się natomiast do nabożeństw, które są związane z potrzebami duchowymi chrześcijan. Liczba, którą w 1625 r. proponuje franciszkanin o. Antonio Daza OFM wiele ujednolica, ułatwia. Od tego czasu drogi krzyżowe erygowane są w kościołach. Przyjmujemy 14 stacji, ale to nie jest błąd, ponieważ wszystko prowadzi do zmartwychwstania.

Jeśli nabożeństwo, to nie mogłoby się odbyć bez szczególnych łask.

Z nabożeństwem Drogi Krzyżowej łączą się odpusty. Najnowsze wytyczne przekazał w tej kwestii papież Paweł VI w 1967 r.

Ciekawie się składa, że kolejna rocznica śmierci św. Jana Pawła II wypada akurat w Wielki Piątek.

Nasz święty papież Drogę Krzyżową odprawiał w każdy piątek. On wtulał się w krzyż. Co istotne, ten krzyż peregrynował po diecezjach w Polsce. Krzyż i Droga Krzyżowa stanowią rys duchowości świętego papieża Polaka.


Ks. prof. zw. dr hab. Stanisław Araszczuk jest kierownikiem Katedry Liturgiki, Homiletyki i Kultury Muzycznej Kościoła PWT we Wrocławiu oraz wykładowcą w WSD w Legnicy. Autor książek i publikacji o tematyce liturgicznej, wieloletni proboszcz parafii pw.  św. Tadeusza Apostoła w Legnicy oraz dziekan dekanatu Legnica Zachód.  
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..