O wyjściu z uzależnienia, życiowej pasji oraz o niespodziewanej chorobie córki opowiada Krzysztof Bartosiewicz, twórca prawie 4000 różańców.
Jakub Zakrawacz: Jak wygląda historia Pańskiej trzeźwości?
Krzysztof Bartosiewicz: Piłem przez 30 lat. Dwukrotnie rzucałem alkohol, ale przy ostatnim „zapiciu” żona nie wytrzymała. Dopiero po kilku latach powiedziała mi, że pojechała wtedy na spowiedź do ks. Mariana Kopko, któremu wyznała, iż chce się ze mną rozwieść. Kapłan wyszedł z konfesjonału, przytulił ją i powiedział: „zastanów się”. Pół roku później poszedłem na terapię. Żona uratowała mnie i nasze małżeństwo.
Od ilu lat pozostaje Pan trzeźwym alkoholikiem?
To już 21 lat. Zaczęło się od przyjścia na spotkanie Anonimowych Alkoholików. Pamiętam ten pierwszy raz. Ujrzałem wiele znajomych twarzy, myślałem: „tego znam, z tym piłem, z tamtym piłem”. Każdy z nich mówił o kilku latach abstynencji. Pomyślałem, że skoro oni mogą, to dlaczego ja miałbym nie trwać w trzeźwości? Od tamtego momentu udało mi się utworzyć w Legnicy trzy wspólnoty: dwie przy parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski, a jedną w parafii pw. św. Jacka. Przy tej ostatniej, już od 15 lat odbywa się „Kaczawska Trzeźwościowa Droga”. Raz do roku uczestniczą w niej osoby uzależnione od alkoholu, współuzależnieni oraz ich rodziny.
Jakiś czas po rzuceniu picia rozpoczęła się Pańska życiowa pasja.
Pewnej nocy zbudziłem się ze słowami „zrób coś!”. Miałem w domu zepsutą matę samochodową, więc szkoda było mi ją zmarnować. Wpadłem na pomysł, by z tworzących ją kulek utworzyć różaniec. Jako że chciałem nieść przesłanie trzeźwości po całej ojczyźnie, postanowiłem, iż moje różańce otrzymają wszyscy polscy biskupi. Później wysłałem je również do papieża Benedykt XVI, Franciszka, a także obecnego Prezydent RP, Premiera, Anny Dymnej, Trubadurów…..W sumie zrobiłem w życiu już ok. 3000 dużych i 800 małych różańców. Wiem, bo zbieram oczka z zamawianych przeze mnie krzyżyków (śmiech).
Spokojne życie przerwała rodzinna tragedia.
Dziesięć lat temu moja córka straciła czucie w jednej ręce, następnie w drugiej, później w nogach. Towarzyszył temu niesamowity ból. Okazało się, że był to jakiś wirus, pierwszy taki przypadek w Polsce. Narobił szkód i zniknął. Agnieszka nie dała za wygraną i nie załamała się. Dziś nie traci nadziei i dzięki specjalnemu urządzeniu jest w stanie komunikować się przez Internet z ludźmi z całego świata. Jakiś czas temu dotarły do niej informacje o tym, że trzech mężczyzn z USA, Kanady i Australii, którzy dzięki specjalistycznym zabiegom, po 10 latach wstali z łóżka o własnych siłach.
Sądził Pan, że pańska pasja może kiedyś pomóc rodzinie?
Ciągle zbieramy na leczenie Agnieszki, jednak pojawił się kolejny problem. W domu córki psuje się piec gazowy. Wcześniej otrzymywaliśmy już wiadomości od gazownika, że po tylu latach powinno się go wymienić, jednak ostatnio nasze obawy jeszcze mocniej się nasiliły. Agnieszka ma w mieszkaniu zamontowane czujniki. Jeden z nich zaczął ostatnio „wyć”. Przyszedł specjalista, który chwilowo naprawił problem, jednak ostrzegł, że przy takiej niepełnosprawności córki, niezbędne jest kupno specjalnego pieca. Postanowiłem, że wezmę sprawy w swoje ręce i będę rozdawał różańce osobom, które zechcą wesprzeć moją córkę. Ostatnio swoje stanowisko postawiłem w parafii pw. MBKP. Również za dobrowolną ofiarę jestem gotów różańce wysłać pocztą (tel. 501-793-259).
Córkę Krzysztofa, Agnieszkę Miarowską można wesprzeć wysyłając darowizny na jej nr konta: 93102030170000230204376463 lub przekazując 1 proc. podatku KRS 0000050135 z hasłem „Miarka”.
Więcej o historii Krzysztofa przeczytasz w najnowszym "Gościu Legnickim" nr.25