Publikujemy wywiad z ks. prałatem Władysławem Jóźkowem, który kilka lat temu ukazał się na łamach "Gościa Legnickiego".
XXVIII rocznica podpisania tzw. porozumień sierpniowych
Wierność to sztuka
O istocie Solidarności, wierności sobie i ideałom z ks. prałatem Władysławem Jóźkowem rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: Strajkująca Legnica? Przecież było to miasto pełne radzieckiej armii.
Ks. Władysław Jóźków: Tak, to prawda. Wtedy Legnica była przecież tzw. Małą Moskwą, z całym dowództwem swojej grupy Armii Radzieckiej. Nie było tutaj tak wielkich strajków jak na Wybrzeżu czy Górnym Śląsku. Mimo to ludzie strajkowali, przychodzili na Msze za Ojczyznę, organizowali się w Komitety Strajkowe. Entuzjazm i zachłyśnięcie się ideałami Solidarności były zaraźliwe. Robotnicy nagle zobaczyli, że tzw. intelektualiści też są z nimi, że wszyscy walczą z tym samym wrogiem. Dla nich organizowane były spotkania, prelekcje, odczyty, spotkania formacyjne.
Bardzo często słychać głosy, iż do Solidarności przystąpiło ponad 10 mln obywateli? Naprawdę był to taki masowy ruch?
Przez wiele lat wmawiano ludziom, że żyją w kolejnej potędze gospodarczej świata. Ludzie jednak widzieli swoje. Widzieli problem zdobycia nawet kawałka zwykłego papieru toaletowego. Przez kilka lat działalności KORu, Lotnych Uniwersytetów zmieniła się trochę mentalność wielu ludzi. I nagle powstają strajki, ludzie chcą walczyć pod sztandarem Solidarności. Dziwne, ale wtedy zapanowała na ulicy taka zwykła, ludzka solidarność. To było niesamowite. Ludzie pomagali sobie, widzieli potrzeby innych. Dla mnie jako kapłana to była wielka radość. A tym większa, że ten reżim kłamstwa zaczynał się chwiać w posadach.
Jak przyjęliście podpisanie porozumień sierpniowych w 1980 roku?
To był jednak wielki czas. Naprawdę. Trudno dzisiaj przypomnieć sobie wszystkie momenty, lecz na pewno z jednej strony ulga i ludzka ciekawość co dalej, a z drugiej strony wahanie - przecież to był wręcz pakt z diabłem, z komunistami. Solidarność próbowała umawiać się z systemem komunistycznym, który ze swojej natury był kłamliwy. Wielu nie wierzyło w sukces. I jak się okazało, częściowo mięli rację.
W tym wszystkim bardzo ważne miejsce zajmował Kościół. Nie był zbyt blisko polityki?
A co to jest polityka? Polityka to brani odpowiedzialność za dobro narodu. Kościół od zawsze się o to troszczył, zawsze stał i bronił godności człowieka. I tym razem nie mógł postąpić inaczej. Ludzie uciekali się do Kościoła, bo jednak to było jedyne miejsce, w którym choć na chwile mogli znaleźć schronienie, Tutaj w Legnicy też ukrywaliśmy niektórych działaczy. Oczywiście, mimo że minęło tyle lat, pozwolę sobie nie podawać nazwisk. To wciąż są delikatne sprawy.
Co z ideałami Solidarności? Są dla Księdza ważne? Dla Polaków?
Dla mnie są bardzo ważne. To jest jak z honorem. Trzeba być wiernym, aż do końca. Widać to z resztą na przykładzie ks. Jerzego Popiełuszki. Był wierny aż do końca. Mam nadzieję, że doczekam dnia, kiedy zostanie on ogłoszony patronem Solidarności. A warto przypomnieć, że w stanie wojennym wielu działaczy zostało złamanych. Trzeba sobie jasno powiedzieć. Niejeden wychodząc z więzienia był innym człowiekiem, złamanym tam za murami. Do Solidarności wchodzili nowi, z innym patrzeniem na ideały ruchy związkowego. Rzeczywistości też już była inna pod koniec lat 80. Ideały też powoli zaczęły tracić na znaczeniu. Dzisiaj jednak nadal jest o co walczyć i Solidarność ma swoją rację bytu.
A przez te wszystkie lata nie bał się Ksiądz?
Bałem. Jasne, że się bałem. Nie raz i nie dwa dostawałem anonimy, telefony z pogróżkami, że załatwią mnie tak jak ks. Jerzego. I człowiek musiał być przygotowany na najgorsze. To dziwne, ale jak się patrzyło na ludzi z ideałami, z hasłami, zapalonych do walki o wolność i godność ludzką, dostawało się skrzydeł do pracy. Naprawdę. Aż chciało się walczyć, poświęcać czas i energię, a nawet jeśli by trzeba było życie…