O jedności i powszechności Kościoła mówi Aleksandra Matczak, Polka, pracownica Wydziału Duszpasterskiego kurii biskupiej w Görlitz.
Polak w niemieckiej parafii. To kogoś jeszcze dziwi?
Dzisiaj już chyba nie. Co prawda Görlitz jest na wschodzie Niemiec i tutaj mieszanka społeczna była mniejsza niż w zachodnich landach, ale też przyjechało wielu imigrantów. W ciągu kilkunastu lat nastąpił ogromny napływ Polaków, Ukraińców, a także wielu uchodźców z Afryki i Azji. Każdy „nowy” w parafii jest zauważany i chciany. Tak było chociażby w przypadku katolickiej rodziny z Syrii, która ciepło przyjęta, później bardzo, bardzo się zaangażowała w życie parafii. Dobrym przykładem jest to, że tuż po przeprowadzce i załatwieniu zameldowania do drzwi naszego mieszkania zapukały dwie panie z naszej parafii. Wiedziano o naszym pojawieniu się w ich obrębie, ponieważ podczas meldowania trzeba było do celów podatkowych określić swoją przynależność do któregoś z Kościołów. Parafia otrzymała naszą deklarację. Panie przyszły jako wolontariuszki, bo wszystkim zależy na budowaniu autentycznej wspólnoty. Dlatego jeżeli ktoś chce być w Kościele, naprawdę bardzo trudno jest się poczuć niechcianym.
Różnice kulturowe nie blokują tego wejścia do wspólnot?
Biskup Wolfgang podkreśla, że Niemcy wierzą jakby bardziej rozumem, Polacy jakby bardziej sercem. Nie chodzi tu jednak o podkreślanie różnic, bo różnice są przecież nawet miedzy polskimi diecezjami. Ja pochodzę z Tychów i gdy na początku zdarzyło mi się bywać na Mszy św. w Zgorzelcu, dziwiły mnie melodie czy słowa niektórych pieśni. Więc różnice są wszędzie, tylko pytanie, jak wychodzimy im naprzeciw? Tutaj, w Görlitz, doświadczyłam wyjścia im naprzeciw z otwartością i nadzieją.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się