Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Trup pada gęsto

Tę opowieść kryminalną czyta się jak przewodnik po czasach, które były, racząc się opowieścią, która mogła się wydarzyć.

tekst i zdjęcia roman.tomczak@gosc.pl Jest grudzień 1934 roku. Komisarz kryminalny Gustav Dewart wypoczywa w Grüssau, korzystając z gościny opata benedyktynów. Kiedy jeden z mnichów zostaje znaleziony martwy w klasztornej toalecie, opat prosi gościa o dyskretną pomoc. Wkrótce mury opactwa stają się świadkami kolejnych zagadkowych zgonów. Miejscowa policja uznaje je jednak za nieszczęśliwe wypadki.

Dewart postanawia rozpocząć własne śledztwo. Tak rozpoczyna się kryminał „Imię Pani”. Promocja najnowszej książki Krzysztofa Koziołka (ma już ich na koncie 13) odbyła się w miejscu bardzo niezwykłym. Gościny pisarzowi, dziennikarzom i licznie zgromadzonej publiczności udzieliło Mauzoleum Piastów Śląskich. Tumby ze szczątkami średniowiecznych władców, otoczone barokowymi malowidłami, postaci świętych z alabastru, rozświetlone chybotliwym blaskiem świec, dodawały temu wydarzeniu aury tajemniczości. Ale i wydarzenie, które działo się wewnątrz było niezwykłe i zawierało sporą dozę tajemniczości. – Nie mogę i nie chcę zdradzić szczegółów treści książki, ale zapewniam – trup pada gęsto – mówił bohater spotkania Krzysztof Koziołek. Jego „Imię Pani” to tzw. kryminał retro, który dzieje się w latach 30. ubiegłego wieku na terenie byłego opactwa cysterskiego w Grüssau, czyli dzisiejszym Krzeszowie. – To pełnokrwista opowieść bazująca na realiach dwudziestolecia międzywojennego po dojściu Hitlera do władzy. A oprócz intrygi kryminalnej czytelnik znajdzie tu także tzw. scenografię. Dzięki niej, czytając moją książkę, można się przenieść w czasie i przemierzać te same miejsca, które odwiedzał komisarz Dewart – zapewnia Krzysztof Koziołek. Autor poświęcił ponad rok badaniu realiów epoki, w której chciał umieścić akcję swojej książki. Po pierwszej, przypadkowej, wizycie w Krzeszowie przyszły następne, sprowokowane urokiem tego miejsca i przyjazną atmosferą ze strony osób gospodarujących obecnie w Krzeszowie. – W wyobraźni zacząłem kombinować kogo, gdzie i jak można by tu zamordować – wyjaśniał żartobliwie Koziołek. Zaczął się mozolny trud „wgryzania się w teren”. Zdobywania informacji, wertowania tysięcy stron starych dokumentów, przeglądania setek starych zdjęć i widokówek. Po wielu godzinach spędzonych w archiwach, po kilometrach, przewędrowanych zakurzonymi ścieżkami krzeszowskich piwnic, podziemi, schodów i strychów, po godzinach rozmów z ludźmi, w głowie pisarza scenariusz kryminalnej intrygi nabierał coraz ostrzejszych kształtów. – Dzisiaj, kiedy książka jest już gotowa, wiem na pewno, że kapitalnym elementem moich przygotowań do jej napisania była możliwość zamieszkania przez jakiś czas w krzeszowskim Domu Opata. To tam nasiąknąłem specyficznym klimatem tego miejsca. To wszystko widać, mam nadzieję, na kartach mojej książki. Widać w niej autora, który razem ze swoim bohaterem krąży po opactwie, czasami się ukrywa, czasami goni lub jest ścigany po uliczkach, zakamarkach i gospodach w całej okolicy – opowiada autor „Imienia Pani”. Koziołek podkreśla, że wszystkie jego książki mają mocne oparcie w realiach czasów, w których toczy się akcja powieści. – Jeśli nie muszę kłamać, to tego nie robię. Szukam informacji, sprawdzam, weryfikuję. Najczęściej przynosi to pożądany skutek – mówi. Osadzenie akcji kryminału pięćdziesiąt czy sto lat wstecz wymaga od autora gruntownej znajomości epoki. A ta nie zawsze przychodzi łatwo, nawet zawodowym historykom. Dlatego większość autorów kryminałów (w środowisku mówi się o nich „kryminaliści bez wyroku”) umiejscawia akcję swoich książek w czasach współczesnych. Decydując się na lata 30. ubiegłego wieku, Koziołek sam nałożył na siebie kierat mozolnego odkrywania i weryfikowania źródeł. Jednak to właśnie takie powieści sprzedają się najlepiej. – Pisanie takiego kryminału jest w 90 proc. robotą w terenie. Pisanie treści to wisienka na torcie. Czysta przyjemność. Ale gdyby nie mozolna kwerenda archiwalna, poznawanie realiów epoki, nie byłoby tego klimatu tajemnicy – uważa autor. Krzysztof Koziołek ma na swoim koncie już cztery kryminały retro, których akcja rozgrywa się na terenie III Rzeszy w latach 30. Jak mówi, zdążył dość dobrze przyswoić sobie wiedzę o tych czasach. – Czasami śmieję się, że naziści śnią mi się już po nocach – mówił na konferencji poprzedzającej promocję książki „Imię Pani”. – Tak, łatwiej byłoby mi osadzić narrację tej książki we współczesności. Ale wtedy czytelnik nie miałby takiej radochy z odkrywania tego, co tu kiedyś było i chodzenia z książką w ręku, pod ramię z jej bohaterami po zakamarkach dawnego Grüssau – zapewnia. Tytuł książki Koziołka nasuwa w sposób niemal automatyczny skojarzenia z głośną powieścią Umberta Eco. Choć „Imię Róży” jest książką, której akcja dzieje się w średniowieczu, to przecież i tam mamy do czynienia z szeregiem tajemniczych zabójstw dokonywanych na mnichach, a cała akcja rozgrywa się w murach klasztoru benedyktyńskiego. – Uspokajam moich potencjalnych czytelników, że „Imię Pani” to czysty kryminał, bez wątków filozoficznych i religijnych. Oczywiście ta warstwa narracji jest tu obecna, ale moim zadaniem było napisanie tej książki tak, aby scenografię budować w dalekim tle. Jest tu oczywiście i bogata historia Krzeszowa i są jego zabytki. Zresztą, dzięki tym dwóm rzeczom akcja rozgrywa się właśnie tak a nie inaczej. Jak, nie zdradzę – śmieje się Krzysztof Koziołek. Nie wiadomo także, czy powieść kończy się w taki sposób, aby można było napisać jej dalsze części. Choć sam Koziołek daleki jest od chęci pisania „Imienia Pani 2”. Nie wyklucza jednak, ze kolejne jego kryminały retro także będą miały za swojego bohatera komisarza Dewarta. – Już podczas pisania tej książki powstał pomysł na napisanie kolejnych, których akcja toczy się wcześniej lub później od wydarzeń w „Imieniu Pani”, ale w innych miejscach. Uważam, że komisarz Dewart ma potencjał – odpowiada pisarz. – „Imię Pani” jest tak niepowtarzalną książką, że dokręcanie sequela byłoby wyciskaniem treści w stylu Hollywood – śmieje się Koziołek. Choć treść jego książki jest mocno osadzona w realiach krzeszowskiej architektury, autor nie chce zdradzić, czy ma podstawy również w wydarzeniach historycznych. Czy tajemnicze zabójstwa mnichów w Krzeszowie rzeczywiście miały miejsce?. – Nie potwierdzam i nie zaprzeczam – odpowiada Krzysztof Koziołek. Podtytuł jego książki brzmi: „Zło czai się wszędzie. Także za murami benedyktyńskiego opactwa”. „Imię Pani” można już kupić w księgarniach oraz w internecie. Kosztuje 39 złotych.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy