Kto mi da skrzydła?

Takie pytanie zdają się zadawać ostatnie na Dolnym Śląsku wiatraki. Choć gminy szczycą się nimi w turystycznych folderach, prawie każdy jest na skraju katastrofy budowlanej. Dla kilku wiatraków zaświeciło jednak światełko nadziei...

Roman Tomczak Roman Tomczak

|

GOSC.PL

dodane 15.06.2017 23:37
0

Podobny los spotkał wnętrze wiatraka. Dziś świeci żałosną, zdewastowaną pustką, ale jest ważny dla mieszkańców Polkowic. To element niemal każdego rysunku miejscowych przedszkolaków i każdej okolicznościowej plakietki.

Polkowickiego holendra kulił od gminy na pocz. lat 90. ub. w. prywatny inwestor. Mimo obietnic nie zrobił z nim nic. Kilka lat temu gmina na powrót go odkupiła. Zabezpieczono to, co zostało do zabezpieczenia i rozpisano przetarg na zagospodarowanie holendra.

- W tej chwili wyłoniliśmy jedna ofertę, której autor przedstawił plan zabezpieczenia i zagospodarowania wiatraka na cele turystyczne. Kiedy otrzymamy od niego ostatni z trzech projektów, wybierzemy najlepszy i będziemy go realizowali - informuje Konrad kaptur, rzecznik prasowy Urzędu Gminy w Polkowicach. Jak zapewnia, gmina podchodzi do tego tematu z należytą troską.

- Wiatrak dostanie skrzydła i będzie odbudowana część mieszkalna, gdzie znajdzie się mała gastronomia i pamiątki. Myślimy też o tarasie widokowym na szczycie - dodaje.

Przy drodze wylotowej z Chojnowa w kierunku Bolesławca można zobaczyć ostatniego chyba holendra w tak pięknym stanie. To własność Edwarda Żekiecia, kiedyś górnika w kopalni „Rudna”, dziś wziętego restauratora w Jerzmanowicach. Początki tej zmiany nie były jednak łatwe. 

- Wiatrak kupiliśmy w 1983 r. Dlaczego? Bo zwolnili mnie po strajku z kopalni z wilczym biletem i nie stać nas było na kupno czegoś innego - śmieje się właściciel. Po 16 latach pracy nad renowacją zniszczonego wiatraka otworzył w nim restaurację.

Przy tym udało się zachować prawie sto procent autentycznych elementów holendra, co przy szczupłych środkach i pracy zaledwie kilku osób wydaje się niemal cudem. Ale holender ocalał, a wraz z nim nadzieja na to, że znajdą się naśladowcy takiego działania. A to już ostatnia chwila na ratunek.

Koźlaki, paltraki, holendry, młyny wodne - niezwykłe przykłady XIX-wiecznej inżynierii pomału stają się białymi krukami na dolnośląskiej ziemi. Te, które ocalały, budzą podziw turystów i (coraz większą) troskę samorządów. Może dzięki temu jeszcze kilka ocaleje, by przypominać o niezwykłej, barwnej i szlachetnej historii tej ziemi. Dzięki holendrom - historii na wyciągnięcie ręki.

2 / 2
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

E-BOOK DLA SUBSKRYBENTÓW

ADWENTOWA SZKOŁA MODLITWY