- Jeśli nie będziemy działali wspólnie, to niedługo czeka nas koniec serbołużyckiego "raju" - uważa Křesćan Krawc, pisarz katolicki, gość 6. Dni Kultury Serbołużyckiej.
- Stoimy u progu dziejowego, który Serbowie łużyccy muszą przejść wspólnie. Kiedyś było nas 200 tysięcy, później 100 tysięcy. Dziś mówi się, że jest nas 60 tysięcy. Kiedyś oparciem dla południowych, katolickich Serbołużyczan, byli ich ewangeliccy bracia na północy. Dziś jest ich tak mało, że podporą dla ich przetrwania jest garstka południowych, katolickich Serbołużyczan. Tylko zjednoczeni, zcentralizowani, możemy przetrwać - uważa autor „Końca raju”. Zdaniem Krawca należy jak najszybciej doprowadzić do powstania szkół z językiem serbołużyckim, dostępnych wyłącznie dla młodych Serbów lub osób, które na poważnie deklarują chęć nauki tylko w tym języku. - Bo jak w klasie serbskiej jest choćby jeden Niemiec, to po jakimś czasie wszyscy mówią po niemiecku - mówi Gościowi Niedzielnemu.
Książka, którą Křesćan Krawc przywiózł ze sobą do Żar opowiada historię serbołużyckiej rodziny na przestrzeni stu lat, od końca XIX w. do lat 90. ub. stulecia. Opisuje relacje rodziców i dwojga braci wpisane w dziejowe zawieruchy obu wojen światowych oraz powojennego realizmu, kiedy Serbołużyczanie jeszcze silniej niż w czasach pruskich czy nazistowskich, musieli walczyć o swoją tożsamość. Akcja powieści nie jest wytworem wyobraźni autora. Krawc przyznał, że stworzył ją na kanwie przeżyć własnej rodziny, zmieniając nazwę miejscowości oraz nazwisko Krawc na Szewc.
6. Dni Kultury Łużyckiej to inicjatywa, która może zwrócić uwagę polskiego odbiorcy na sprawy sąsiednich Łużyc. Często świadomość współistnienia narodów polskiego i serbołużyckiego jest bardzo niska, nawet na polsko-niemieckim pograniczu. Wiedzę na temat naszych słowiańskich sąsiadów od 20 lat propaguje Ludmiła Gajczewska, prezes wrocławskiego oddziału Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego. Jak mówi od lat nosiła się z zamiarem zorganizowania we Wrocławiu podobnej inicjatywy.
- Zgłaszaliśmy taki projekt kilkakrotnie. Za każdym razem sprawa rozbijała się o urzędy, gdzie patrzą na mnie jak na raroga. Kiedyś usłyszeliśmy: „Co wy się tak tymi Niemcami interesujecie?” - opowiada L. Gajczewska. Wrocławskie towarzystwo nadal jest chętne do współpracy z samorządami, np. Lubaniem, nazywanym stolicą polskich Łużyc. - Samych wystaw planszowych na temat Łużyc i Serbów, ich kultury, języka, obyczajów i historii oraz związków z Polską, mamy kilkanaście. Może to być także serbska muzyka, tłumaczenia, nasze własne utwory - wymienia. Prezeska uważa, że promocja kultury naszych braci Słowian zza Odry i Nysy jest konieczna.
- Dziś obserwujemy takie zjawisko, że niejedna osoba z własnego wyboru nie jest już Polakiem, ale jeszcze nie jest europejczykiem. Druga grupa to osoby, które poszukują czegoś innego i znajdują informacje o Serbołużyczanach. Trzecia grupa, najmniej liczna, to „mastodonty kulturowe” do których i ja się zaliczam, które wychowały się w domach zafascynowanych kulturą serbołużycką. Bo gdyby nie mój ojciec, to wiedziałabym tylko, że w 1018 roku był pokój w Budziszynie - mówi Gajczewska.
Dni Kultury Serbołużyckiej w Żarach zakończyła wizyta w miejscowym muzeum oraz wizja lokalna w Lipinkach Łużyckich, gdzie na terenie miejscowej parafii ma stanąć pomnik Mikławsza Jakubicy, ojca dolnołużyckiego języka pisanego.