Dzięki nowej ustawie nareszcie z naszego otoczenia znikną resztki komunistycznej spuścizny – mówi Ewa Szymańska.
Wyparcie ludności niemieckiej przez polską na Dolnym Śląsku po zakończeniu II wojny światowej wymagało nadania nowych nazw praktycznie wszystkim miejscowościom, ulicom, placom i obiektom użyteczności publicznej. Miało to służyć, oczywiście, nie tyle ludziom, co utrwalaniu nowego ustroju.
Nie ma ani jednej miejscowości w diecezji legnickiej, która nie miałaby u siebie ulicy imienia któregoś z „bohaterów wyzwalania Polski spod jarzma faszystów”: gen. Michała Roli-Żymierskiego, gen. Karola Świerczewskiego czy gen. Zygmunta Berlinga. To jeszcze stosunkowo mało kłujące w oczy nazwiska. Co innego kamiennogórska ulica im. Rosenbergów (szpiegów radzieckich, którzy wykradli Amerykanom plany bomby atomowej) czy ulicy Juliana Marchlewskiego (komunisty, współtwórcy Międzynarodówki) w Olszynie. Były też ulice im. Armii Czerwonej czy Bolesława Bieruta, jednak te były tak rażące, że zmieniono je już na początku lat 90. XX wieku. Instytut Pamięci Narodowej, który od lat monitował i wysłał listy do samorządów z prośbą o zmiany w nazewnictwie, szacuje, że w przestrzeni publicznej nadal znajduje się co najmniej 1,3 tys. pomników, tablic czy nazw ulic, które gloryfikują komunistyczną władzę. – My z większością ulic uporaliśmy się już na początku lat 90. XX wieku. Został nam jednak ten nieszczęsny Żymierski. Kiedy kilka lat temu próbowano go usunąć, ktoś zaproponował referendum. A w nim mieszkańcy, najprawdopodobniej obawiając się kosztów związanych z wymianą dokumentów, zagłosowali przeciwko zmianom. Uchwalona przed miesiącem ustawa znosząca te koszty na pewno przysłuży się i pozwoli na zmiany – mówi Mieczysław Iwanow, radny Lubania. Usunąć to jedno; pytanie: co w zamian? Już teraz w Lubaniu mówi się, że można nazwać też ulicę imieniem Anatola Sawickiego, żołnierza wyklętego, który budował podziemie antykomunistyczne w okolicach Lubania. Czy tak się stanie, Mieczysław Iwanow nie chce przesądzać. – Myślę, że będzie to dobra okazja do zapytania ludzi. Ale nie mówię nie – dodaje. W ustawie „o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej” określono, że „za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989”. Co to znaczy? – Dzięki ustawie nareszcie z naszego otoczenia znikną resztki komunistycznej spuścizny – mówi krótko Ewa Szymańska, legnicka posłanka z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. W jej mieście powinny zniknąć m.in. ulica Armii Ludowej, a w nieodległych Prochowicach m.in. Żymierskiego i Młodej Gwardii. Jednak niejednoznaczność zapisów sprawia, że problemem może (choć nie musi) być prochowicka ulica Przodowników Pracy czy legnicka – poświęcona Jurijowi Gagarinowi. – Gagarin to co prawda człowiek sowiecki, ale przede wszystkim pierwszy człowiek w kosmosie. Osobiście jednak bym go zostawiła na ulicznych tabliczkach – mówi parlamentarzystka. Ustawa zostawia więc miejscowej ludności pewien wybór co do tego, kto dla niej jest, a kto nie jest symbolem komunizmu. Pomocny będzie Instytut Pamięci Narodowej, który będzie opiniował na prośbę samorządów daną postać. Ciekawym przykładem są ulice w Gryfowie Śląskim, Lwówku Śląskim i Mirsku noszące imię kpt. St. Betleja, żołnierza co prawda II Armii Wojska Polskiego, ale który zginął w operacji łużyckiej, gdy z granatem w ręce rzucił się na niemiecki bunkier. Twardy orzech do zgryzienia będzie miał samorząd Karpacza, którego jedna z jednostek administracyjnych zwana Karpaczem Górnym po dziś dzień nosi nazwę Bierutowice, na cześć Bolesława Bieruta.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się