Polsko-niemiecka współpraca gospodarcza kwitnie, ale ze Zgorzelca do Goerlitz jedną taksówką ciągle dojechać nie można.
W Zgorzelcu odbyła się 10. Konferencja Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Wzięli w niej udział m.in. Grzegorz Schetyna, polski minister spraw zagranicznych, oraz Stanislaw Tillich, premier Saksonii. Obecni byli także przedstawiciele polskich i niemieckich przedsiębiorstw, które zainwestowały w kraju swojego sąsiada.
Uczestnicy konferencji skupili się głównie na dwóch kwestiach - oceny obecnej kondycji współpracy gospodarczej pomiędzy obu krajami oraz wskazaniu tych obszarów, które wymagają poprawy. Janusz Reiter, były ambasador RP w Niemczech i USA, nie krył satysfakcji z - jak to określił - najlepszego okresu w dziejach gospodarczych relacji polsko-niemieckich.
- Właściwie pozostałoby tylko krzyknąć: "Alleluja!” - uważa. Zaraz jednak dodał, że jego dyplomatyczne doświadczenie każe mu pamiętać o pewnym wydarzeniu sprzed 20 lat. - Były niemiecki wicekanclerz Hans Dietrich Genscher, oceniając sytuację polityczną w Europie, orzekł, że już wszystko będzie ok. Wtedy odpowiedziałem mu: "Zaczekajmy". Należy być ostrożnym z takimi ocenami. Wiemy, że potem różnie było w Europie. Teraz też mówię: "Zaczekajmy" - dodał J. Reiter.
Swoje krótkie wystąpienie podczas konferencji miał także polski minister spraw zagranicznych G. Schetyna. Mówił m.in. o europejskiej solidarności, temacie dyżurnym w kontekście narzucanych krajom europejskim kwot uchodźców.
- Od czasów premiera Willego Brandta wiele rzeczy zostało zrobionych, wiele rzeczy udało nam się wspólnie przejść. Symbolem tej drogi będzie dla mnie zawsze prof. Władysław Bartoszewski. A to, że mamy najlepsze relacje w historii, jest już czymś zupełnie normalnym. I niech tak zostanie - mówił w Zgorzelcu minister Schetyna.
Po szefie polskiej dyplomacji głos zabrała Ilona Antoniszyn-Klik, podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki. Zwróciła uwagę na stały wzrost potencjału polskiej gospodarki. Oceniła, że nie byłoby to możliwe bez wzrostu gospodarczego u naszych zachodnich sąsiadów, co spowodowane jest stałym zacieśnianiem współpracy i wymianą usług pomiędzy oboma krajami.
- Sytuacja wygląda teraz tak, że im silniejsza gospodarka Niemiec, tym silniejsza gospodarka Polski - podsumowała. Pani minister prorokowała, że przy utrzymaniu dotychczasowego tempa wzrostu, także w oparciu o współpracę z Niemcami, polska gospodarka może się rozwijać w tempie 10-12 proc. w ciągu kilku następnych lat.
S. Tillich zapewniał, że z jego punktu widzenia polsko-niemieckie stosunki gospodarcze jeszcze nigdy nie były tak dobre. I podał przykład: „Kiedyś Goerlitz było otwarte na 180 stopni, głównie w kierunku Drezna i Berlina. Dziś to niemieckie miasto otwarte jest na 360 stopni, a więc także w kierunku Zgorzelca”. Jednak i on w tej beczce miodu zauważył krople dziegciu. - Solidarność solidarnością, ale zrozumienie jest kwestią jeszcze ważniejszą - powiedział, wyjaśniając zaraz, o jakie zrozumienie chodzi. - Barierą we wspólnych interesach jest ciągle niedostateczna znajomość języka, zwłaszcza wśród ludzi młodych - zauważył.
Premier Tillich przypomniał, że Polska ma obecnie najbardziej stabilne stopy wzrostu gospodarczego wśród wszystkich krajów Unii. Rządzona przez niego Saksonia jest pod tym względem drugim, po Bawarii, landem niemieckim.
Ciekawy głos w dyskusji nad stanem relacji gospodarczych pomiędzy Polską i Niemcami zabrał Guenter Bruntsch, prezydent Izby Przemysłowo-Handlowej w Dreźnie. Potwierdzając ich wzrost i dobre stosunki pomiędzy rządami, samorządami i przedsiębiorcami, przypomniał, że często potykają się oni o drobiazgi, które mogą jednak utrudniać życie. - Jednym z nich jest to, że do dziś nie można jedną taksówką przejechać ze Zgorzelca do Goerlitz. Różne uwarunkowania prawne oraz inne taryfy podatkowe sprawiają, że na granicy trzeba wysiąść z jednej taksówki i zamówić inną - mówił G. Bruntsch.
Wszystkie osoby, które zabierały głos, zasiadły następnie do panelu dyskusyjnego, któremu przysłuchiwali się goście konferencji. Mówiono m.in. o nasyceniu polskiego rynku firmami z Niemiec i braku podobnych inwestycji polskiego kapitału na rynku zachodnim.
Okazją do skomentowania tego stanu rzeczy była ceremonia wręczenia odznaczeń „Za zasługi dla rozwoju gospodarki RP”. Otrzymały je m.in. niemiecka firma Sitech i polska CCC. Obie działają w polkowickiej podstrefie Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej (LSSE). Wręczając odznaczenie Mariuszowi Gnychowi z CCC, I. Antoniszyn-Klik powiedziała, że przykład tej firmy jest najlepszym dowodem na to, że polski przemysł nie jest jedynie „tanią montownią niemieckiej gospodarki”. - Ta polska firma sprzedaje swoje produkty w 16 krajach Europy, a jej rozwój może być przykładem dobrego gospodarowania dla niejednej firmy niemieckiej - mówiła w Zgorzelcu.
Warto przypomnieć, że 75 proc. przedsiębiorstw działających w LSSE to firmy niemieckie, począwszy od wielkich koncernów, jak Volkswagen czy Sitech (również laureat odznaczenia za rozwój polskiej gospodarki), do małych, kilkunastoosobowych firm rodzinnych. Niemcy są głównym partnerem handlowym Polski.
Nasz kraj najwięcej importuje od sąsiadów zza Odry, ale Niemcy są też głównym kierunkiem eksportowym polskich towarów. Tylko w ubiegłym roku Polska awansowała na 8. miejsce w rankingu partnerów handlowych Niemiec.
Firmy niemieckie od lat z powodzeniem lokują swoje biznesy w Polsce, m.in. w Legnickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie zainwestowały już prawie 5 mld zł. Polska jest na pierwszym miejscu pod względem atrakcyjności inwestycyjnej dla przedsiębiorców niemieckich.