Wielki sukces legnickich lekarzy. Jako pierwsi na świecie podłączyli tak małe dziecko do sztucznej nerki.
Kamilek urodził się z niewykształconymi nerkami. Był wcześniakiem - w chwili narodzin ważył nieco ponad 800 g. Aby ratować mu życie, lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy postanowili podłączyć dziecko do sztucznej nerki. Zadanie było bardzo trudne, m.in. dlatego, że cewnik wprowadzany do przedsionka serca miał większą średnicę niż sama żyła.
Przystępując do tego zabiegu, lekarze pod kierunkiem dr. Wojciecha Kowalika nie wiedzieli, że jeszcze nikomu na świecie nie udało się uratować w ten sposób tak małego dziecka. Nie dość, że Kamil był wcześniakiem ważącym dramatycznie mało, to zabieg miał być wykonany w 12. godzinie życia chłopca.
- Gdybym wiedział, że jeszcze nikomu nie udało się podłączyć do sztucznej nerki tak małego dziecka, zastanowiłbym się dwa razy - mówi dziś dr Kowalik, ordynator oddziału neonatologicznego. - Wtedy jednak wyjścia były dwa: pomagać albo nie pomagać. Dzięki Bogu, udało się - mówi.
Pięcioosobowy zespół lekarzy dializował małego Kamilka przez trzy doby. W tym czasie trwała walka z niewydolnością oddechową i krążenia dziecka. Obawiano się także nadmiernego krzepnięcia krwi poza organizmem wcześniaka.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Dziś Kamil ma cztery miesiące i wszystko wskazuje na to, że tamten zabieg, który miał miejsce w listopadzie ub. roku, uratował mu życie. - Celowo aż do teraz wstrzymywaliśmy się z ogłoszeniem tego faktu. Chcieliśmy być pewni, że chłopcu nic nie grozi - tłumaczy dr Kowalik. Ordynator opowiada, że o niezwykłości przeprowadzonego przez siebie zabiegu dowiedział się przypadkiem.
- Przygotowując referat na jedno z międzynarodowych sympozjów lekarskich, przeglądałem literaturę fachową w poszukiwaniu podobnych przypadków. Okazało się że nikt przede mną nie przeprowadził z sukcesem podłączenia tak małego wcześniaka do sztucznej nerki. Próbę taką podjęto kiedyś na 830-gramowym dziecku w Korei Południowej, jednak tamto dziecko zmarło - mówi lekarz.
Teraz legnicki przypadek czeka na osobną publikację w najbardziej prestiżowych periodykach medycznych na świecie.