O załatwianiu pozwoleń u sołtysów i wędrowaniu po lasach z ks. Jarosławem Olejnikiem, pierwszym przewodnikiem pielgrzymki jeleniogórskiej na Jasną Górę, rozmawia Jędrzej Rams.
Jędrzej Rams: Już po raz 25. grupa jeleniogórska wędruje na Jasną Górę . Pamięta Ksiądz, kiedy szła pierwszy raz?
Ks. Jarosław Olejnik: Tak, to był 1989 rok, kiedy wszystko jeszcze było w powijakach. Pracowałem wtedy w parafii pw. św.św. Erazma i Pankracego w Jeleniej Górze. Wtedy organizowaliśmy tę grupę po raz pierwszy. Udało mi się ją potem prowadzić przez 2 lata.
To były zupełnie inne czasy dla pielgrzymek?
O, tak! Trzeba było np. załatwiać wszystkie pozwolenia u wójtów i sołtysów. Właściwie w każdej wiosce trzeba było z wyprzedzeniem poinformować, że tędy będzie szła pielgrzymka. Takie były czasy.
Jak była geneza powstania grupy jeleniogórskiej?
Ja miałem doświadczenie w pielgrzymowaniu, bo chodziłem wcześniej z pielgrzymką warszawską, a później wrocławską. Więc kiedy zgłoszono mi, że są chętni w Jeleniej Górze, zabraliśmy się do formowania grupy. W sumie, jak pamiętam, wyszło wtedy ok. 200-300 osób.
Gdzie łączyliście się z innymi grupami?
Najpierw w Legnickim Polu z grupą legnicką, a potem szliśmy razem do Trzebnicy.
Zauważył Ksiądz, że kiedy szliście sami, grupa bardzo mocno się ze sobą zżywała? Że kiedy dołączaliście do innych, to w dalszym ciągu tworzyliście taką wyodrębnioną wspólnotę?
Oczywiście. Pamiętam także, że wiele szliśmy wtedy lasami, nie drogami. Raz trochę za dużo przeszliśmy, raz trochę za mało. To były takie czasy, że integracja była rzeczywiście niesamowita.
Mówi się, że "po owocach ich poznacie". Przez tych 25 lat zmieniali się księża przewodnicy grupy jeleniogórskiej, ale ona sama się nie zmienia. Systematycznie co roku w sierpniu podąża ku Jasnej Górze.
Bardzo się z tego cieszę. Czasami spotykam się przypadkiem z uczestnikami tamtych pierwszych pielgrzymek z Jeleniej Góry. Wspominamy wtedy czasy, kiedy byłem jej przewodnikiem.