We Wrocławiu za 3 mln powstanie największy w Europie tor wrotkarski. Olimpijski sukces Zbigniewa Bródki daje pierwsze efekty budowlane. Dobrze, że Kubica nie wygrywa już w F1.
Mój znajomy Marokańczyk mówi, że "Polska to dziwny kraj: woda ścieka i pies ścieka...". Polska to jednak nie tylko kraj dziwny, ale piękny i wdzięczny dla swoich bohaterów. Zwłaszcza sportowych. Oto po sukcesach polskich łyżwiarzy szybkich osiągniętych podczas zimowych igrzysk w Soczi, cały kraj zaczął pałać namiętnym uczuciem do rolek i panczenów. Sklepy sportowe sprzedały już wszystko, co miały do sprzedania, teraz więc czas na samorządy. No bo ktoś przecież musi teraz zbudować tory dla łyżwiarzy - przyszłych mistrzów olimpijskich
Taki tor ma powstać we wrocławskim Parku Tysiąclecia. Za 3 mln zł miasto zbuduje superkonstrukcję, której nie tylko cała Europa, ale nawet cała Holandia będzie nam zazdrościć. Wreszcie Zbigniew Brodka będzie mógł latem pohulać do woli w cywilizowanych warunkach, a żeńska kadra panczenistek nie będzie musiała wstydzić się warunków, w jakich trenuje. Życzę tego polskiemu łyżwiarstwu szybkiemu z całego serca.
Tak samo, jak życzyłem odpowiednio długich hal sportowych polskim gimnastykom sportowym po tym, jak się okazało, że Leszek Blanik, nasz olimpijski mistrz z Pekinu, musi rozbiegać się z korytarza. W kontekście budowy toru we Wrocławiu aż strach pomyśleć, jakim nieszczęściem dla Polski byłyby dalsze sukcesy Roberta Kubicy. Taki to do F1 to już nie przelewki. Trzeba by było ostro zacisnąć pasa i zęby, żeby za to zapłacić. Ale czegóż nie robi się dla przyszłości polskiego sportu! Na szczęście Kubica w porę zmienił branżę. Na szczęście dla polskiego budżetu, oczywiście.
Polska to dziwny kraj, w którym póki co sukcesy polskich sportowców wykuwane są w warunkach, które nierzadko godzą w elementarne zasady bezpieczeństwa, o braku podstawowych wygód nie mówiąc. To kraj, w którym trzeba olimpijskiego złota, żeby oczy mediów, ministrów i zwykłych ludzi dostrzegły mizerię warunków, w jakich codziennie przychodzi trenować kolejnym pokoleniom mistrzów. Czy jest szansa, żeby ta kolejność kiedyś się odwróciła - najpierw warunki, potem medale? Jeśli jest, to przyjdzie raczej nieprędko. Bo Polska to taki dziwny kraj, że kiedy "pies ścieka", to karawana idzie dalej.