Kultura. – Dlaczego Zgorzelec i Görlitz? Bo nigdzie indziej nie widać tak wyraźnie mikrokosmosu dziejów, a w ich tle relacji pomiędzy ludźmi dwojga narodowości, przedzielonych rzeką. Nie narodów, ale właśnie konkretnych ludzi – mówi Kinga Hartmann, szefowa Saksońskiej Agencji Oświatowej.
Przypadek szalenie interesujący
Wystawa i konferencja poświęcone Zgorzelcowi i Görlitz to dopiero początek zakrojonej na wiele lat akcji. – Projekt „Wielka mała historia: jakiej narracji potrzebuje dzisiaj historia regionalna i lokalna?” to inicjatywa, w ramach której do Warszawy zapraszane będą najbardziej interesujące ekspozycje zorganizowane przez regionalne i lokalne środowiska – wyjaśnia dr Kazimierz Wóycicki, kurator wystawy i prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum Historii Polski. – To, że na początek zajęliśmy się Zgorzelcem, to trochę przypadek. Ale bardzo szczęśliwy – mówi z uśmiechem dr Wóycicki. – Zgorzelec i Görlitz to szalenie interesujący przypadek miasta, sztucznie podzielonego ołówkiem na sztabowej mapie. Nie ma chyba drugiego takiego w Polsce, gdzie ludzie po jednej i drugiej stronie tej linii musieliby uczyć się na nowo życia. To, jak tego dokonywali, jakie były ich relacje i co było wtedy ważne dla pojedynczej rodziny, człowieka, jest tematem naszego zainteresowania. Czy byli częścią wielkiej propagandowej machiny, częścią wielkiej polityki, rozgrywanej w Warszawie i Berlinie, czy może w ich codzienności ważniejsza była ta „mała polityka” – relacji z sąsiadem, robienia zakupów, ciekawego zerkania na drugą stronę rzeki – mówi kurator wystawy „Miasto i jego obywatele. Zgorzelec i Görlitz 1945–1989”. Dr Kazimierz Wóycicki jest autorem jedynej do tej pory książki poświęconej relacjom polsko-niemieckim w Zgorzelcu i Görlitz w latach powojennych.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się