Łatwiej dojść do Ziemi Obiecanej niż usunąć legnicki pomnik.
Gdy umierał Stalin, pomnik już stał. Gdy odchodził Gomułka, na pomniku siadała pierwsza patyna. Stał, gdy z taśmy zjeżdżał pierwszy fiat 126p i gdy zjeżdżał ostatni. Gdy gen. Wojciech Jaruzelski ogłaszał stan wojenny i gdy Joanna Szczepkowska ogłaszała w Telewizji Polskiej iż "4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". Stoi nadal, choć komuny w Polsce nie ma od ćwierćwiecza.
Stał i stoi. Może po prostu on jest taki piękny? A może wartościowy i "odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa"? Może jest symbolem patriotyzmu i naszego narodu? Na wszystkie te pytania odpowiedź jest jedna - nie.
To dlaczego nadal w Legnicy, w jej centralnym punkcie, pomiędzy urzędem miasta, katedrą a urzędem powiatowym stoi pomnik "Wdzięczności Armii Radzieckiej"?
Cynicznie mogę napisać, że jako dziennikarz cieszę się, że nie ma odpowiedzi na to pytanie. Za tydzień, miesiąc i za rok nadal będę mógł chodzić pod pomnik na konferencje prasowe, pisać artykuły i zarabiać wierszówkę. Łatwa kasa? Nie do końca.
Jest mi bowiem coraz bardziej wstyd, że przynajmniej raz w miesiącu muszę poświęcić cenne miejsce na kolejną informację, że ktoś protestuje ws. pomnika. I znowu. I znowu. Wiem, że w pewnym momencie czytelnik otwierając "Gościa Legnickiego" zada sobie pytanie: czy znowu będzie o pomniku? Co mnie mieszkańca Bogatyni, Jeleniej Góry czy Lubawki obchodzi jakiś pomnik w Legnicy?
Bez zbędnej ideologii powiem tak: "komuna" nie umarła. Ona żyje w nas. Wszystkich. A pomnik jest tylko papierkiem lakmusowym, który sprawia, że musi się ona ujawniać. Musi zmienić się pokolenie, na takie, które nie będzie widziało w takim głupim pomniku kapitału politycznego.
Izraelici szli do Ziemi Obiecanej 40 lat po to, by wymarło pokolenie, które zwątpiło w Pana. My żyjemy dopiero 25 lat od zmiany systemu politycznego. Może więc i my musimy poczekać na zmiany jeszcze 15 lat?